Trochę creepy, trochę mroczna, nieoczywista i lekko przerażająca. Mogłabym zapewne szukać wielu synonimów tych wyrażeń, ale nie w tym rzecz. Teoretycznie nie powinno się już tak od samego wstępu, wręcz od pierwszego zdania, zdradzać co się uważa, no bo jednak wypada dawkować emocje, ale tym razem zrobię wyjątek. Bo to jest naprawdę coś specjalnego. Zapewne już o tej książce słyszeliście ale i ja wtrącę swoje trzy grosze.
Zacznijmy od początku. Czwarta małpa wciąga od początku. Nie wiem nic na temat autora, ale potrafi zaintrygować z pierwszą stroną. I to nie tak, że po prostu byłam ciekawa co wydarzy się dalej. Po prostu wpadłam w trans. Thrillery rzadko tak na mnie działają, ponieważ coraz trudniej jest trafić (przynajmniej mi) na coś dobrego do samego końca. Tutaj nie ma się czego obawiać, pod tym względem książka jest bardzo równa.