Fotografia to raczej mało egzotyczny temat, szczególnie na blogach. Jednak w książkach? Mam wrażenie, że nie jest to wcale czymś, po co autorzy chętnie i często sięgają. Zaczęłam się zastanawiać i doszłam tylko do jednego wniosku. Może ten temat wcale nie jest taki prosty i "przyziemny" jak może się wydawać? Żałuję jednak, że aby znaleźć coś ciekawego, co nie będzie albumem fotograficznym, trzeba się nieźle naszukać. Ale aby znaleźć, coś NAPRAWDĘ dobrego... to jak szukanie igły w stogu siana. Dlaczego więc książka poświęcona postaci Vivian Maier przeszła bez echa?
Niedomówieniem byłoby stwierdzenie, że przeszłam obok tej pozycji obojętnie. Kiedy tylko mignęła mi okładka i temat... po prostu się na nią rzuciłam? Nie wiem, czy macie, bądź mieliście pojęcie kim była ta kobieta, zanim sięgnęliście po tę książkę (jeśli oczywiście po nią sięgnęliście), ja miałam ogromną przyjemność znać już wcześniej jej fotografie, ale nie samą jej postać. Co mogę powiedzieć? Ujęciami jestem zauroczona. Jednak czy samą książką również? Tu już pojawiają się wątpliwości...