piątek, 29 listopada 2019

Pocałunki w Nowym Jorku // Catherine Rider



Zacznę od czegoś oczywistego. Książki świąteczne są strasznie schematyczne i przewidywalne. Prawda? Ośmielę się powiedzieć, że w dobrych 95% przypadków - prawda. Zdarzają się jednak czasem tak klimatyczne historie, aż tak przesiąknięte magią świąt, że nawet na te przewidywalności przymyka się oko. Chociaż często wiąże się to z wszechogarniającym kiczem, to są opowieści jak "Księga wyzwań Dasha i Lily" czy niektóre (ale naprawdę tylko niektóre) opowiadania z "Podaruj mi miłość", które uwielbiam odświeżać w okolicy świąt. Aż chciałabym sama przeżyć takie przygody. Dlatego też zdecydowałam się sięgnąć po Pocałunki w Nowym Jorku. Bo co jak co, ale romanse świąteczne w kulturze są charakterystyczne dla tego miasta. 

Książka Catherine Rider jest jednak dość złudna. Po tytule spodziewałam się czegoś o wiele bardziej cukierkowego. Jednak chyba na szczęście, miłość i wszechogarniająca radość nie wylewa się ze stron tej powieści. 

Mimo, że opowieść o Charlotte i Anthony'm jest bardzo krótka, to porusza zadziwiająco wiele problemów. Chociaż właściwie należałoby powiedzieć trąca o wiele problemów, z którymi zmaga się licealna młodzież. W końcu nie na tym autorka się skupia. 

Cała historia sprowadza się do wypełnienia przez bohaterów poradnika, jak sobie w 9 krokach poradzić po rozstaniu. Tak jak sam poradnik w moim przekonaniu jest okropny, a porady momentami szalone lub zbyt oczywiste czy niestety też w moim poczuciu głupie, to jest to ciekawym pretekstem dla bohaterów, do zakradania się w różne zakamarki miasta, w sam wigilijny wieczór. 

Nie będę zaprzeczać, to nie jest wyszukana literatura. To historia dla młodych nastolatek, którą polecam do czytania w wolnych chwilach, w gorącym świątecznym rozgardiaszu gdzieś w okolicach wigilii. Chyba wtedy najlepiej będzie można wczuć się w ten klimat. W listopadzie mimo wszelkich ozdób w mieście i jarmarku Bożonarodzeniowego na rynku musiałam wspomagać się świąteczną playlistą w uszach. 

Po części czuję się na tę książkę za stara, jednak myślę że młodym dziewczynom może się ta lektura spodobać. Dlatego nie jestem w stanie tej powieści do końca przekreślić, jednak na pewno nie jest to nic specjalnego. 

środa, 13 listopada 2019

Fakt, nie mit. Obalamy naukowe mity // Aleksandra Stanisławska & Piotr Stanisławski


Kiedy tylko zobaczyłam okładkę tej książki, mój mózg zakrzyczał, że jak to tak można Einsteina na okładce przerobić. Po czym stwierdziłam, że hej. W sumie to tytuł brzmi nieźle. Poczytałam o tym o czym ma być, przypomniałam sobie, że przecież Crazy Nauka to świetna strona i w taki oto sposób przeczytałam (dzięki opóźnienia PKP!) podczas jednej podróży (no z drobnymi przerwami) kilka naprawdę fajnych mitów. Przy okazji zdałam sobie sprawę, że niektórzy naprawdę w takie rzeczy wierzą. Niestety w płaską ziemię też...

Już na początku przyznam, że ta książka dość mocno przywodzi mi na myśl "Ludzie, krótka historia o tym jak spieprzyliśmy wszystko" Toma Phillipsa. Z jednej strony nie słusznie, ale w pewnym stopniu forma czy też może bardziej język, wydaje mi się podobny. Przez takie porównanie nie mogę ocenić "Faktu, nie mit" tak dobrze jakbym chciała, bo mimo że uważam tę książkę wartą zapamiętania, to jednak czuję, że zahacza ona tylko o takie najgłośniejsze tematy, o których można dużo samemu wiedzieć czy to ze szkoły, internetu czy rozmów ze znajomymi (chyba że to tylko w gronie moich znajomych takie rzeczy to krótko mówiąc, chleb powszedni).

Czasami zastanawiam się, czy ludzie naprawdę wierzą w te wszystkie teorie spiskowe, czy po prostu przyjmują taką a nie inną postawę aby się wyróżnić na tle innych. Niektóre pomysły wydają się taką naukową bzdurą, że naprawę forma "dowcipu" wydaje się jedynym słusznym usprawiedliwieniem, jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że nie zawsze tak jest. 

Grono osób naprawdę myśli, że wi-fi czy mikrofalówka to mordercze wymysły. Że smugi za samolotami to sposób na zatrucie nas wszystkich. Z jednej strony powstawanie takich publikacji to nadzieja, że chociaż jakaś osoba zmieni swoje nastawienie do pewnych kwestii. Nie trzeba tej książki przeczytać od razu w całości. Można przyswajać fakt po fakcie, np. przed snem czy podczas podróży do pracy/szkoły/uczelni czy chociażby czekając aż zagrzeje się woda na makaron. To pozycja, która nie wywraca świata do góry nogami, nie zmienia postrzegania wszystkiego co nas otacza. Zasiewa jednak w człowieku ciekawość by pytać, by szukać odpowiedzi na naukowe tematy, a przy okazji jest świetnym zbiorem tematów i anegdotek, które zawsze można wykorzystać w towarzystwie. 

sobota, 9 listopada 2019

o tej książce opowiem po cichu // Szeptacz // Alex North


Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę, szeptać zacznie ktoś wieczorem... 

Spóźniona? Czy to źle, że piszę o tej książce, kiedy powoli świat o niej zapomina? Muszę przyznać, że cieszę się, że przeczytałam powieść Alexa Northa gdy szum wokół premiery zaczął opadać. Udało mi się uniknąć zbytnich zachwytów ze strony innych, bo gdy tylko widziałam tę książkę, po prostu przewijałam strony czy też zdjęcia. Chciałam podejść do niej z czystym umysłem. Na tyle czystym na ile pozwoliły fenomenalne rekomendacje na okładce, czy to ze strony autorki uwielbianego przeze mnie Kredziarza czy autora Czwartej Małpy. Obie te historie były, krótko mówiąc powalające, dlatego spodziewałam się czegoś w takim oto klimacie. Na szczęście właśnie tego się doczekałam. To co. Powiem tylko, że ogromnie polecam i koniec? 

Jeśli na dwór wyjdziesz sam, złego pana spotkasz tam... 

Nie ma tak łatwo. Drobna rada. Zastanówcie się, czy na pewno macie ochotę na koszmary w nocy i problemy z zaśnięciem kiedy będziecie chcieli zacząć czytać tę książkę późnym wieczorem. Myślałam, że to przecież tylko zmyślona historyjka, nic wielkiego, jednak jak się okazało... moja wyobraźnia zadziałała aż za mocno. 

Jeśli okno uchylisz choć trochę, pukanie w szybę usłyszysz przed zmrokiem...

Mroczny dom, tajemnicza mała dziewczynka i ojciec samotnie wychowujący syna. Przeprowadzka do miasteczka, w którym niedawno zaginął chłopiec i okropna rymowanka, która wywoływała we mnie (i pewnie nie jednym czytelniku) dreszcze za każdym razem, gdy pojawiała się na kartach tej książki. Co więcej potrzeba? To już wystarczająco dużo składników jak na przepis na udany thriller. 

Dobra połowa tej książki sprawiła, że czytałam ją jak na szpilkach, w pełnym skupieniu, niemal na wdechu. Mimo potrzeby snu i głosu rozsądku krzyczącego w głowie, że już późno i powinnam spać, bo przecież budzik na rano nieubłaganie się przybliżał, to po prostu nie mogłam się oderwać. Byłam ciekawa co zaraz się wydarzy, jakie kroki podejmą bohaterowie, kto okaże się kim... 

Taka była ponad połowa powieści Northa. Niestety. Piszę to z niemałym rozczarowaniem, jednak uważam, że ta książka jest dość nierówna. Tak jak na początku czytałam ją z pełną uwagą, tak po połowie mój zapał upadł i na próżno szukałam klimatu, który mnie tak przeraził, że bałam się patrzeć za okno. Niemal do końca czytałam już bez większych emocji i dramatu (co nie znaczy, że bez ciekawości). Liczyłam jednak na coś innego. Nie mogę jednak odmówić autorowi pomysłowości i języka, za sprawą którego zbudował tak szalenie emocjonujący klimat w pierwszej części powieści. Zakończenie mimo swojej prostoty, zahacza jednocześnie o tyle aspektów i motywów, że nie mogę go nie docenić. Gdyby tylko (w moim odczuciu oczywiście) druga połowa budowała napięcie tak dobrze jak pierwsza, byłabym tą książką w pełni oczarowana. Tak muszę przyznać, że po prostu gorąco ją polecam i czekam na więcej powieści tego autora. Zdecydowanie warto dać mu szansę i samemu wyrobić sobie na temat jego twórczości zdanie. 

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia