środa, 18 kwietnia 2018

nudy jak flaki z olejem? // Znajdź mnie // J.S. Monroe


Dawno żadna książka nie zmusiła mnie do tego typu rozmyślań. Baaa, nawet nie wiem czy kiedykolwiek, jakaś obudziła we mnie takiego typu pytania. Czy autorzy nie mogą ograniczyć się do jednego gatunku, tylko na siłę muszą przeplatać kilka, z marnym skutkiem dla każdego z nich? Wiem, że ostatnio przyszła moda na wielowątkowość i przenikanie się gatunków, jednak jak słusznie zauważyła jedna dziewczyna na instagramie, niektóre pozycje powinny zostać tym czym są - obyczajówką z wątkiem kryminalno powiedzmy sensacyjnym, a nie być nazywane od razu mrożącym krew w żyłach thrillerem. Z tego nie może wyjść nic dobrego. No i z tej pozycji zdecydowanie nic takiego nie wyszło. 

To nie jest ani zgrabnie napisana powieść, ani ciekawa historia. Ona jest przede wszystkim przekombinowana i przerysowana, przez co nie mogłam pozbyć się myśli, a wręcz głośnego alarmu w głowie, o treści: "to nierealne!" Nie chcę się rozwodzić nad treścią, jednak sam opis książki ma się do niej po prostu nijak. Tak jak zazwyczaj uważam, że to co drukuje się na okładkach jest krzywdzące, ponieważ spłyca historię, tym razem okazuje się czymś, co nazwałabym "drobnym" niedopowiedzeniem. Opis sprawił, że oczekiwałam całkiem innej, LEPSZEJ historii. 



Tajemnicze zniknięcia w Cambridge. Śmierć studentki i jej chłopak, który nie może się z tym pogodzić. Czy jego myśli, że Rosa żyje są prawdziwe? Czy wszystkie wydarzenia to tylko halucynacje? A może coś więcej? Czy artykuł o brytyjskich służbach specjalnych, werbujących osoby uczęszczające do czołowych uczelni to tylko zagrywka dziennikarska? A może to wszystko ma większy sens? Ha, dla mnie nie ma...

Jeszcze do połowy względnie byłam zaciekawiona i skupiona, jednak kiedy strony ubywały coraz bardziej, a akcja się nie rozwijała, albo raczej rozwijała się w moim odczuciu w komicznym kierunku, nie mogłam dłużej udawać, że to, co czytam, mnie interesuje. Przyznaję otwarcie, druga połowa książki mnie nudziła i sprawiła, że śledziłam "losy" bohaterów z obojętnością. 

Temat fikcyjnych samobójstw, praca dla wywiadu, tajemnicze szkolenia - zapowiadały niesamowicie intrygujący thriller. Jednak Znajdź mnie sprowadza się do historii o wielkiej miłości głównego bohatera. To dla mnie trochę opera mydlana. Jar praktycznie nic nie robi przez całą książkę tylko próbuje odszukać ukochaną, ponieważ nie może pogodzić się z jej śmiercią. Po drodze nie liczy się z niczym, z włamaniami, śledzeniem, własną pracą czy czymkolwiek. Ta pozycja pełna jest absurdalnych sytuacji, które często wyśmiewamy jako "to dzieje się tylko w książkach". Gdyby to były drobne niuanse - nie czepiałabym się, jednak książka Monroe pełna jest tego typu momentów, przez co nie mam zamiaru już nigdy więcej zapoznawać się z twórczością tego autora. Nie uratował tego ani brytyjski klimat, ani Irlandzkie nawiązania. Po prostu nie mam ochoty na więcej. 

Tej książki zdecydowanie nie polecam, wręcz odradzam i przepraszam, że ten tekst jest krótki, ale nie mam siły aby dłużej o tej pozycji myśleć. Po niej marzy mi się dowolna tematyka powieści - byle dobrze napisana! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia