Mieliście kiedyś jakieś przemyślenia na temat sów? Nie uwierzę jeśli powiecie że nie. Bo jak tu nie pamiętać o Puchaczu z Kubusia Puchatka czy o Hedwidze z Harry'ego Pottera? W moim przypadku szczególnie ten drugi ptak sprawił, że ściany w moim pokoju były wyklejone zdjęciami sowy śnieżnej. Marzyłam, żeby mieć taką w domu (i może wysyłać nią listy do znajomych). Na myślach na szczęście się skończyło i poza dwoma papugami nic posiadającego pióra w moim domu nie zamieszkało. Jednak kiedy zobaczyłam, że ukazała się książka na temat tych stworzeń to no cóż. Szkoda byłoby do niej nie zajrzeć. Tym bardziej że Rzecz o ptakach (wiem że to całkiem inny autor ale wydawnictwo to samo) przyjęła się w Polsce bardzo dobrze i wiele osób mi ją polecało. Jak więc wypadły sowy?
Na dobrą sprawę nie wiedziałam czego dokładnie spodziewać się po tej pozycji, Liczyłam jednak na przystępne podejście do tematu, liczne ciekawostki i po prostu coś zrozumiałego i lekkiego, powiedzmy w stylu Wszechświata Galfarda itp. Tu jednak spotkało mnie jedno wielkie rozczarowanie, ale o tym za chwilę.
Na początek coś, za co ta książka zgarnia ogromne plusy. Jest przepięknie wydana, w środku znajdziemy ilustracje poszczególnych sów i co najważniejsze - autorka każdej sowie poświęca osobny rozdział. Dzięki temu wiadomości się nie plączą a co za tym idzie, można skupić się na poszczególnych przedstawicielach sowiej rodziny i lepiej je poznać. Gdybym spoglądała tylko na to - byłabym zachwycona. Dlaczego więc nie jestem?
Odpowiedź jest krótka. Jako osoba spoza tematu poczułam się po prostu przytłoczona i lekko znudzona. Uważam że autorka mogła w ciekawszy sposób podejść zarówno do poszczególnych gatunków jak i samego opowiadania swojej historii. Tak jak na początku mi to nie przeszkadzało, tak później powtarzalność opisywanych sytuacji sprawiała, że traciłam wątek i skupiałam się tylko na istotnych wiadomościach o poszczególnych sowach.
Oczywiście liczę się z tym, że autorka nie jest pisarką, to nie ma być poetyckie tylko dobre merytorycznie. Czy takie jest? Nie mnie oceniać, jednak Rzecz o sowach to zdecydowanie nie jest pozycja "na jedno posiedzenie". Najlepiej czytać po rozdziale i robić sobie między nimi dłuższe przerwy. Wtedy zarówno nie będziecie szybko znudzeni, jak i lepiej przyswoicie informacje. Bo mimo wszystko nie jest to książka, którą mogę przekreślić. Nie żałuję, że ją przeczytałam, bo jednak dowiedziałam się z niej sporo nowych rzeczy i myślę, że nawet "sowiarze" znaleźliby w niej coś dla siebie, jednak nie nastawiałabym się na coś niesamowicie przyjemnego.
Na dobrą sprawę nie wiedziałam czego dokładnie spodziewać się po tej pozycji, Liczyłam jednak na przystępne podejście do tematu, liczne ciekawostki i po prostu coś zrozumiałego i lekkiego, powiedzmy w stylu Wszechświata Galfarda itp. Tu jednak spotkało mnie jedno wielkie rozczarowanie, ale o tym za chwilę.
Na początek coś, za co ta książka zgarnia ogromne plusy. Jest przepięknie wydana, w środku znajdziemy ilustracje poszczególnych sów i co najważniejsze - autorka każdej sowie poświęca osobny rozdział. Dzięki temu wiadomości się nie plączą a co za tym idzie, można skupić się na poszczególnych przedstawicielach sowiej rodziny i lepiej je poznać. Gdybym spoglądała tylko na to - byłabym zachwycona. Dlaczego więc nie jestem?
Odpowiedź jest krótka. Jako osoba spoza tematu poczułam się po prostu przytłoczona i lekko znudzona. Uważam że autorka mogła w ciekawszy sposób podejść zarówno do poszczególnych gatunków jak i samego opowiadania swojej historii. Tak jak na początku mi to nie przeszkadzało, tak później powtarzalność opisywanych sytuacji sprawiała, że traciłam wątek i skupiałam się tylko na istotnych wiadomościach o poszczególnych sowach.
Oczywiście liczę się z tym, że autorka nie jest pisarką, to nie ma być poetyckie tylko dobre merytorycznie. Czy takie jest? Nie mnie oceniać, jednak Rzecz o sowach to zdecydowanie nie jest pozycja "na jedno posiedzenie". Najlepiej czytać po rozdziale i robić sobie między nimi dłuższe przerwy. Wtedy zarówno nie będziecie szybko znudzeni, jak i lepiej przyswoicie informacje. Bo mimo wszystko nie jest to książka, którą mogę przekreślić. Nie żałuję, że ją przeczytałam, bo jednak dowiedziałam się z niej sporo nowych rzeczy i myślę, że nawet "sowiarze" znaleźliby w niej coś dla siebie, jednak nie nastawiałabym się na coś niesamowicie przyjemnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)