Nowe wydawnictwo, nowy autor, nowy tytuł, o którym nikt nic nie wie, a co za tym idzie - nie wie czego się spodziewać. Jednak zdradzę Wam, że można spodziewać się naprawdę dobrej literatury. Zdecydowanie niebanalnej, niełatwej w odbiorze, ale niezwykle treściwej i wartościowej.
Zaintrygował mnie tytuł. Nie miałam za bardzo możliwości zapoznania się z opiniami innych osób, ponieważ ta książka miała premierę dopiero tydzień temu i po prostu dopiero powoli się one pojawiają. Stwierdziłam jednak, że zaryzykuję i po prostu przeczytam. Bez dokładnej wiedzy o czym ta książka jest, co się w niej dzieje i czy jest czymś "dla mnie".
Zazwyczaj teksty jakie pojawiają się na okładkach - polecajki innych autorów, traktuję z przymrużeniem oka. Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze "bierze na serio" co ktoś tam pisze, jednak muszę się zgodzić z Żulczykiem. W tej powieści pojawiają się obrazy, których nie zapomnę do końca życia. Musicie mi uwierzyć.
Trudno jest powiedzieć o czym ta książka jest. To opowieść o chłopcu i jego ojcu. O legendzie o ich samobójstwie. O życiu na wyspie Sukkwan. O rocznej przygodzie, z dala od cywilizacji i innych ludzi, mając do towarzystwa siebie nawzajem oraz własne myśli, które z czasem mogą okazać się najgorszym przyjacielem.
David Vann buduje niezwykłe emocje, sprawia że czuć przeraźliwe zimno podczas zimy na wyspie. Sprawia, że słychać huczący za ścianą wiatr i kapanie wody przez dziury w dachu. Nie jest to coś łatwego do uzyskania, mimo że może się takim wydawać. To co czują bohaterowie wydaje się na wyciągnięcie ręki i to czyni tę powieść na swój sposób przerażającą.
Wspomnienia są zdecydowanie bogatsze niż ich źródło - cofanie się w czasie tylko wyobcowuje człowieka z pamięci. A ponieważ pamięć, to często wszystko, na czym opiera się życie albo człowiek, powrót do domu może to odebrać.
To za co cenię tę książkę to przede wszystkim fakt, że nie jest ona przeraźliwie długa a wręcz przeciwnie. Przeczytałam ją za jednym razem, z drobnymi przerwami na wyglądanie przez okno pociągu i pogrążaniu się w myślach, śledząc zmieniający się, wieczorny krajobraz. Jest to książka dla wymagających czytelników - owszem. Jednak jej pozytywne przyjęcie świadczy przede wszystkim o umiejętności autora. Zdecydowanie muszę powiedzieć, że zachwyty, które teraz zauważam, są usprawiedliwione. Nie łatwo w tak ograniczonej objętości, aż tak wstrząsnąć czytelnikiem, a ta historia właśnie to robi. Poraża, zaskakuje i w niesamowity sposób wykorzystuje narzędzie, jakim jest budowanie napięcia.
Pozornie może wydawać się, że przez wiele stron się nie dzieje. Jest to jednak złudne uczucie. Bo to z jakimi na pozór nic nieznaczącymi demonami przychodzi się zmierzyć bohaterom, to jak po czasie uświadamiają sobie do czego doprowadzili, sprawia, że dzieje się więcej, niż można zauważyć za pierwszym razem.
Jeżeli poszukujecie od lektury czegoś więcej. Jeśli zastanawialiście się, jak to jest, gdy do człowieka dociera nareszcie, że nie jest najważniejszy, gdy zauważa swoją obojętność względem innych i brak zaangażowania... ta książka jest dla Was.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)