środa, 14 lipca 2021

Pierwsze Światło // Emma Chapman


 

Pierwsze co warto powiedzieć na wstępie o tej książce: to nie jest lektura dla osoby, która o Kosmosie czy ewolucji Wszechświata nie wie nic. To nie jest książka dla osób kompletnie niezaznajomionych z tematem. Owszem, takie osoby mogą po nią sięgnąć, ale czy zrozumieją chociaż połowę z tego o czym wspomina autorka? Niestety nie jestem co do tego przekonana.

Emma Chapman mnie mocno zaskoczyła, bo nie jest to kolejna książka o Wszechświecie, które ostatnio zalewają rynek wydawniczy, mówiąca o tym samym ale innymi słowami. To publikacja powiedziałabym bardziej naukowa niż popularna, od wszystkich popularno-naukowych tytułów w tym temacie, które kiedykolwiek wpadły mi w rękę. Autorka skupia się na tzw. Pierwszych Gwiazdach, które są jej przedmiotem badań, a których próba zaobserwowania zaprząta głowę niejednemu astrofizykowi. Nie jest to wątek który często pojawia się w pozostałych książkach tego typu, a jak się okazuje, jest to niezwykle ciekawy temat. 

Pierwsze Światło na pewno wyróżnia się humorystycznym językiem, niekoniecznie stricte naukowym. Autorka stara się używać dość prostego języka i czasami wtrąca żarty, aby "rozładować atmosferę". Jednocześnie jednak przekazuje ogrom informacji i wtrąca wątki o najważniejszych pojęciach czy doświadczeniach, które pojawiały się w przeszłości, a które z perspektywy czasu okazują się istotne. Nie wchodzi jednak w matematyczne i mocno szczegółowe fizyczne aspekty. Wydaje mi się jednak, że o wiele więcej zyskają na tej książce osoby, które miały już styczność z tym, o czym Emma Chapman pisze. 

To co wydaje mi się warte wspomnienia, to że widać w tej książce, że tłumacz i osoba odpowiedzialna za korektę, przyłożyła się bardziej do swojego zadania i nie ma tutaj rażących błędów i niedociągnięć jak to niestety było w przypadku książki "Huston, lecimy!", wydanej zaledwie trzy miesiące wcześniej przez to samo wydawnictwo. Nie denerwowałam się przynajmniej podczas czytania, bo jednak nie posądzam autora tamtej książki o błędy w podstawowych prawach fizyki...

Wracając jednak do Pierwszego Światła, muszę powiedzieć, że jestem ciekawa dalszych losów tej gałęzi badań w astronomii. Gwiazdy wydają się chwytliwym tematem, ale tutaj skupiamy się na tych pierwszych, które po powstaniu Wszechświata "rozświetliły niebo" po raz pierwszy i z których to pozostałości, powstały późniejsze generacje gwiazd, w tym nasze Słońce. Autorka rozbudza ciekawość i czuć po prostu, że robi w pracy to co kocha i co ją samą fascynuje. Dzięki temu na pewno łatwiej jej było przekazać wiedzę, niż gdyby robiła to tylko dlatego bo musi. Jeśli lubicie więc książki związane z astrofizyką i lubicie czytać coś, w czym widać pasję autora, myślę że się nie rozczarujecie. Ja jestem ogromnie zaskoczona tym, że autorka wspomina o rzeczach, o których nie słyszałam nawet na studiach, albo rozwinęła wątki, które na nich tylko gdzieś były wspomniane z nazwy. Nie spodziewałam się po tak niepozornej okładce aż takiej dawki wiedzy i przy okazji dobrej zabawy. 

poniedziałek, 5 lipca 2021

Pieśń o Achillesie // Madeline Miller

 


Now we are free...

Nie mogłam pozbyć się z głowy tej piosenki z "Gladiatora" przez większość czasu, który upłynął mi na lekturze książki Madeline Miller. Nie wiem nic o tej autorce, ale pamiętam jakie poruszenie wśród czytelników wywołała "Kirke". Miałam wrażenie, że albo się tę książkę kochało albo nienawidziło. Pamiętam głosy, że była powolna i nudna oraz pozbawiona akcji. Jestem ciekawa czy takie same głosy pojawią się o "Pieśni o Achillesie", jeśli tak, to ja się z nimi kompletnie nie zgodzę.

Nie należę do osób, które w czasach szkolnych pokochały mitologię czy to grecką czy rzymską. Męczyłam się, aby przeczytać ją na zajęcia, jednak coś z historii o Achillesie pamiętałam. Podobało mi się więc to, że autorka nie pozmieniała zbytnio tego co znamy z mitu, a jedynie tchnęła nowe życie w bohaterów, których imiona przewijają się w kulturze od wieków. 

Nie spodziewałam się, że tak prostą opowieść można ubrać w tak ogromną ilość emocji. Jestem pełna podziwu, że nie dość, że pokochałam postacie z tej książki, to śledziłam ich losy z zapartym tchem i nutą przerażania. Dawno nie porwała mnie powieść tego typu. Powieść niby pełna przygód a jednak nie do końca. Historia będąca piękną opowieścią o miłości i zgubie, pozostawiającą słodko-gorzkie odczucia. Mogę chyba powiedzieć, że Achilles i Patroklos mnie oczarowali. Tak jak jestem raczej negatywnie nastawiona do historii na miarę "Romea i Julii", tak do tej historii będę wracać z czystą przyjemnością. 

Jest to ukazanie mitologii z bardziej ludzkiej strony, bardziej kruchej, podatnej na zranienia, szczególnie jeśli chodzi o uczucia. Chyba tego brakowało mi kiedy poznawałam mitologię będąc w szkole. Jednak w wydaniu Madeline Miller mam ochotę poznać jeszcze niejedną opowieść, bo to w jaki sposób ona je postrzega i kształtuje na nowo, jest czymś po prostu pięknym i niesamowicie lekkim. Nawet nie zauważyłam kiedy książka dobiegła końca, bo za każdym razem jak siadałam do lektury to ona mnie po prostu porywała od pierwszej strony. 

Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu mogę taką powieść polecić. Jeśli ktoś szuka wartkiej akcji, w której nie brakuje niespodzianek, to raczej nie podzieli mojego optymizmu, jednak jeśli ktoś jest po prostu ciekawy, jak można przedstawić mitologię w inny sposób, powinien sięgnąć po tę książkę. Ona jest po prosu idealna na letni wieczór, szczególnie jak ktoś będzie miał okazję czytać ją na jakiejś greckiej plaży. 

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia