Dzisiaj będzie po polsku, czyli na przekór. W końcu kto nie lubi mieć opinii innej niż wszyscy? Rok temu, po premierze Uratuj mnie (czyli polskiej książki wydanej najpierw na Wattpadzie) nastąpił wysyp krytyki zarówno na autorkę i jej opowieść. Czy ja byłam jedną z tych osób? O dziwo nie. Tak jak nie potrafiłam obronić Imagines (które w moim odczuciu jest jeszcze gorsze niż wcześniej), tak nie uważam, aby twórczość Anny Bellon zasłużyła na taki negatywny odzew. Dlaczego? Ponieważ mam wrażenie, że patrzę na obie książki Uratuj mnie i Nie zapomnij mnie, trochę innymi kategoriami niż zazwyczaj. Zaraz Wam to wyjaśnię.
Nie zapomnij mnie to tak jakby kontynuacja pierwszej części serii The Last Regret. Piszę tak jakby ponieważ tym razem przenosimy się kilka lat do przodu, kiedy to zespół zyskał już sławę. Historia jednak nie skupia się na Mai i Kylerze, a na Ollim i jego przeszłości, która jak się okazuje, pozostała nieodkryta nawet przez niego samego. Chłopak z domu dziecka przeżył wiele, miał jednak o wiele więcej szczęścia niż jego najlepsza przyjaciółka, która po latach znów pojawia się w jego życiu. Jednak czy złamane serce da o sobie tak łatwo zapomnieć?