sobota, 15 lipca 2017

Królewska klatka // Victoria Aveyard


Zdarzają się książki dobre i złe. Wciągające i nudne. Każdy może, ten sam tytuł, odebrać na swój własny sposób. Są różne gusta i guściki, jednak nawet i gust potrafi z czasem się zmienić. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ jeżeli przeczytalibyście moje recenzje o poprzednich książkach Victorii Aveyard, odnieślibyście wrażenie, że bardzo mi się one podobały. Jednak jeśli doczytacie ten post do końca to (uwaga spojler!) dowiecie się, że trzeci tom zdecydowanie mnie nie oczarował, a wręcz przeciwnie. Sprawił, że miałam ochotę tą książką rzucać we wszystkie kąty i wpaść w histerię na oczach autorki, za to, że tak krótko mówiąc, schrzaniła ten tom i... moją ukochaną postać! 

Dużo osób, jeszcze zanim zaczęłam czytać Królewską klatkę zapowiedziało, że ta część jest po prostu nudna i słaba. Nie potrafiłam sobie jednak odmówić sięgnięcia po nią. Cały czas obiecywałam sobie, że zrobię to tylko dla Mavena, bo inne postacie bardzo mnie zaczęły irytować w poprzednim tomie (poza Calem, bo go nie lubię od samego początku). Jednak dopiero po 15 stronach, które sama przeczytałam, zrozumiałam, że te wszystkie głosy mogą mieć rację. Już sam początek jest bardzo zniechęcający. Ale na szczęście, bookathon był wystarczającą motywacją, aby się z tą pozycją uporać. 

Nawet mnie samą zainteresowała zmiana, jaka nastąpiła w moim podejściu do twórczości Aveyard. Jednak kiedy patrzę na poprzednie tomy, to nie robią już one na mnie takiego wrażenia, jak chociażby Czerwona Królowa, te kilka dni po premierze. Od tego czasu przeczytałam wiele innych, podobnych i zdecydowanie lepszych książek, przez co te, wypadają po prostu blado. Nie ukrywam jednak tego, że pierwszy tom mnie zaciekawił i zakochałam się po uszy w postaci Mavena, któremu kibicuję do dzisiaj (tak, nawet po tym wszystkim co zrobił). Nie jest to jednak już to, co było dwa lata temu. Mam większe doświadczenie z tego typu literaturą i czuję się w pewien sposób oszukana. Gdzie podziały się te zachwyty? 

Królewska klatka zbiera sporo negatywnych opinii. Czy mnie to dziwi? Zdecydowanie nie. Jest to tom który ma ponad 550 stron, na których na dobrą sprawę nie dzieje się nic. Mare trafia do niewoli króla Mavena, po raz kolejny trafia do Pałacu Białego Ognia, tym razem jednak nie jako narzeczona księcia, ale zabawka i niewolnica króla. Jednak jeśli myślicie, że ze względu na to, że Mare jest uwięziona, to będziecie mieli szansę lepiej ją poznać czy zrozumieć, to o tym zapomnijcie. W sumie gdyby to było możliwe, to przez siedzenie w jej głowie i w czterech ścianach celi, znienawidziłabym ją jeszcze bardziej. Jednak nie jest to już możliwe, ze względu na drugi tom i jej niezwykle egoistyczne podejście. Może w tym tomie nie była ona aż tak bardzo zapatrzona w siebie i własną miłość do księcia, ale to było i tak za mało, żebym poczuła do niej jakiekolwiek pozytywne emocje. 



nie wiem czy ilość zaznaczonych cytatów o czymś świadczy, ale tak trochę smutno wygląda Królewska Klatka 

Jednak moje dwa największe zarzuty względem Królewskiej Klatki (wcale największym nie jest brak akcji i ziejąca nuda, czy uwaga: rozdziały z perspektywy Evangeline - E v a n g e l i n e - moim wrogiem numer 1) to a) wątek miłosny nie do przeżycia i sceny, których mimo największych i najszczerszych chęci, już nigdy się nie pozbędę z mojej głowy!! Ja naprawdę nie rozumiem, że aż tak można nie mieć wyczucia chwili i b) jak można tak bardzo zniszczyć ukochaną postać?! Nawet nie moją ukochaną postać, albo inaczej - nie tylko moją ukochaną, bo autorka sama przyznała, że Maven jest dla niej ważną postacią. Co się w takim razie z nim stało? Ten bohater mógł w tym tomie pokazać pazur i klasę, mógł powalić nas na kolana, autorka miała wielkie pole do popisu, wiele okazji abyśmy go poznali, a co otrzymaliśmy? Chłoptaska, który po śmierci matki nie potrafi odnaleźć się w życiu, który nie potrafi podjąć żadnej dobrej decyzji, ani rządzić państwem. Na miejscu mieszkańców Norty chyba sama bym się uśmierciła, bo będąc między Mavenem a rebelią Mare, chyba wolałabym ukrócić swoje cierpienie. 

Irytowałam się prawie na każdym kroku i aż do samego końca wyczekiwałam zakończenia. Liczyłam, że chociaż ono uratuje w moich oczach ten tom. Chciałam powtórki z rozrywki. Tylko kilku stron, które sprawią, że opadnie mi szczęka, jak w poprzednich częściach. Dwa razy autorka sprawiła, że nie mogłam uwierzyć jak mogła coś takiego zrobić, a z drugiej strony dziękowałam jej, za to, że łamie schematy, w których dobro zawsze wygrywa. Jednak tym razem, finał był równie mdły jak cała reszta. 

Pewnie i tak sięgnę po 4 tom. Jak już przebrnęłam przez tyle, wypadałoby tę serię zakończyć, jednak nie sądzę, aby kiedykolwiek miał powrócić mój zapał do niej, jak po pierwszej części. Naprawdę żałuję, ale Królewska Klatka utwierdziła mnie jedynie w tym, że ta seria to jedna wielka zbitka pomysłów i schematów, z którymi autorka już sobie najnormalniej w świecie nie radzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia