Myśl, że za nami już kolejny rok jest dla mnie przerażająca. Ten czas leci po prostu za szybko. Dopiero 2017 się rozkręcał, a tu już na miejsce siódemki wskoczyła ósemka. Co mogę powiedzieć o tych minionych 365 dniach? Były one pełne niespodzianek, wielu zmian, nowych miejsc, znajomości i oczywiście książek. To był czas, w którym moje życie zmieniło się, powiedzmy o te 180 stopni. Kiedy spojrzę na styczeń i porównam go z grudniem, wydaje mi się, jakby to były dwie różne rzeczywistości. Jestem niezwykle ciekawa, a może nawet lekko przerażona, jak będzie wyglądał koniec tego roku. Jestem jednak pewna co do jednego. Nie chcę się o tym dowiedzieć zbyt szybko.
Podsumowania są uznawane przez niektórych za chwalenie się czy też próby dowartościowania. Dla innych to okazja do docenienia tego, co w danym czasie się wydarzyło, dla jeszcze innych, jest to możliwość usprawiedliwionych sentymentów. Ja zdecydowanie jestem w grupie sentymentalistów.
Co więc z tym podsumowaniem? Rok 2017 zamknęłam 78 przeczytanymi pozycjami. Do tego kilku tytułów nie udało mi się dokończyć z czystego braku czasu. Jest to jednak o wiele więcej niż rok temu, w którym to przeczytałam bodajże 65 pozycji. Co więc to oznacza? Udało mi się ukończyć wyzwanie przeczytania 52 książek w ciągu roku już na początku lipca. Taki wynik pozwolił również ukończyć wyzwanie przeczytaj tyle ile masz wzrostu. Jako żyrafa z wzrostem 190 cm, bałam się, że będzie to trudne do wykonania, jednak przy przekroczeniu 200 cm przy ok 70 pozycji, przestałam liczyć.
Ten rok to także wiele wspaniałych tytułów, o których nie potrafię zapomnieć. To kilka bolesnych rozczarowań, ale przede wszystkim znalezienie powieści życia i powrót do ukochanych tytułów sprzed lat. To także kilka przerw w czytelnictwie oraz przewartościowanie priorytetów. W taki sposób docieramy do drugiego punktu dzisiejszego wpisu. W 2018 roku nie czytam...
Nie czytam w takiej ilości ile dotychczas. Odpuszczam. Daję sobie przyzwolenie na zwolnienie, na zrobienie sobie czytelniczych zaległości, porzucenie wyzwań mających na celu sprawienie, że czyta się więcej... Ostatnio, to znaczy odkąd poszłam na studia, czytam o wiele mniej, jednak nie jest to coś czego chciałabym się wstydzić. Jest to coś, na co sobie pozwalam, ponieważ czas który poświęcam na lekturę, wykorzystuję w inny sposób. I w 2018 roku właśnie tego chcę i potrzebuję. Czasu wykorzystanego inaczej. Czasu na pogłębienie innych pasji i spędzanie go z ludźmi, którzy są dla mnie ważni.
Nie znaczy to, że nie będę chciała przeczytać tych 52 książek w ciągu całego roku. Będę się starała tego dokonać, jednak już bez takiej presji jak dotychczas. Uda się to się uda, nie uda się, to mój świat się nie zawali, a blog od razu nie umrze. Jestem przekonana, że ta decyzja nie mogłaby być inna.
Jeśli chodzi o podsumowanie nieksiążkowe, to ten rok upłynął pod znakiem matur, studiów i przeprowadzki. Zaaklimatyzowania się w nowym miejscu, setek godzin spędzonych w pociągach i podróży po Polsce, dalszych i bliższych. To poznanie kilku wspaniałych autorów na spotkaniach autorskich, to poznanie wielu książkoholików, blogerów czy instagramerów, których znajomość, mam nadzieję w tym nowym roku jedynie się pogłębi. To rok, który był zdecydowanie udany, chociaż wyjątkowo w moim odczuciu krótki, ale pozytywnie intensywny. Oby teraz po prostu było równie dobrze.
Jeśli chodzi o książki te najlepsze i najgorsze to mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się o nich post. Sama jestem ciekawa, co się w tym zestawieniu znajdzie, bo oprócz tych tytułów bardzo dla mnie oczywistych, muszę się chwilkę zastanowić, nad tymi, które dopiero z perspektywy czasu mają dla mnie jakąś specjalną wartość.
Co Wam przyniósł ubiegły rok? Jesteście z niego zadowoleni? A może ktoś tak jak ja, tym razem odpuszcza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)