środa, 27 września 2017

droga do autodestrukcji // Oskarżenie // Remigiusz Mróz



O Chyłce nie pisałam na blogu bodajże od roku. Ponad roku - mimo że w międzyczasie ukazał się 5 tom. Sama nie wiem, dlaczego o nim, nie pojawiło się nic na blogu. Kiedy zabierałam się za szóstą część myślałam, że również nie będzie sensu nic o niej pisać, bo w końcu ile można. Każda książka jest podobna. Jednak bardzo się myliłam. Musicie mi jednak uwierzyć, że wolałabym mieć rację i wyjść z założenia, że jeśli mam powtarzać to samo co o czterech pierwszych tomach to nie napiszę nic. Jednak mój żal nie pozwala przejść "cichaczem". Nie tym razem. Bo wydźwięk dzisiejszego postu zdecydowanie będzie się różnił od pozostałych. 

Serię o Chyłce i Zordonie śledzę od samych początków. Żadna książka przez Kasacją nie przekonała mnie do zapoznania się z twórczością Mroza (jednak później nadrobiłam Parabellum, które  koniec końców pokochałam). Jednak kiedy prawniczka śmiałym krokiem wkroczyła do polskiej literatury, stwierdziłam, że nic nie szkodzi spróbować. Ponad 2 i pół roku. Tyle minęło od wydania Kasacji. Pamiętam dzień kiedy kupiłam z przyjaciółką tę książkę, bo uciekł nam wtedy tramwaj i ledwo zdążyłyśmy na pociąg. Ale byłyśmy na spotkaniu autorskim. Wierzyć się nie chce, że wtedy było na nim chyba nawet niespełna 30 osób. Teraz? Kilkugodzinne kolejki ustawiające się na długo przed rozpoczęciem. Mimo upływu czasu, Kasację nadal wspominam pozytywnie. Kiedy wracam do niej myślami, czuję ten ogrom emocji zawarty jak się okazało nie tylko w pierwszym tomie. Jednak ten szósty coś we mnie zmienił. I mam nadzieję, że uda mi się w następnych zdaniach powiedzieć, co takiego. 

Nie będę specjalnie przybliżać akcji tej części. Nawet gdybym chciała, to byłoby to dość skomplikowane. Zdania na okładce wystarczają. Kolejna sprawa. Tym razem mająca swój początek w opozycji za czasów PRL. Co gorsza, sprawa w którą w jakiś sposób wplątany jest Zordon. Znowu Zordon - można by pomyśleć. Autor już nie raz udowodnił, że swoich bohaterów nie oszczędza. Teraz jednak nie umiem, nawet mimo szczerych chęci, przejść koło tego obojętnie. 



Oskarżenie wciąga. Tak jak i każdy tom. Tę serię czyta się po prostu dobrze. To czyta rozrywka z dawką humoru i ciętymi odzywkami. Jednak ten tom ma w sobie coś, co sprawia, że mam odczucie, że coś tu nie gra. Że coś mi nie pasuje. Chyłka słynie z mocnych zakończeń. Ostatnich stron i zdań na nich ukrytych, boją się już zawczasu czytelnicy. Czy tym razem jest czego się obawiać? Zapewne tak. Jednak mój zarzut zaczyna się już o wiele wcześniej. Po prostu mam dosyć. Po sześciu tomach wydaje mi się tego po prostu za dużo. Wszechogarniające dążenie bohaterów do autodestrukcji. Brak jakichkolwiek pozytywnych zakończeń i wątków niepozbawionych goryczy rozczarowania i porażki. Mam wrażenie, że autor stawia przede wszystkim na szokowanie czytelnika. I to za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi środkami. Jednak czy to zawsze musi się równać z usilnym doprowadzeniem do uszczerbku na zdrowiu i życiu bohaterów? Teraz to zaskoczyć mogłoby mnie jedynie okazanie sympatii bohaterom i jakiekolwiek pozytywne zakończenie. 

Mam dosyć jako czytelnik, ciągłego węszenia kłopotów i potencjalnego zagrożenia, które może wyskoczyć na koniec i zaśmiać się czytelnikowi w twarz. Nie przeczę, że sprawia to, że kontynuacji wygląda się z zapartym tchem. Ale ile można? Ten schemat tak już się zżył z tą serią, że niczego innego jak powtórki z rozrywki nie potrafię się spodziewać. 

W gruncie rzeczy nie chciałam wrzucać tego na bloga. Jednak po kilkunastu wiadomościach "jest serio aż tak źle?", stwierdziłam, że napiszę coś więcej co sprawia, że w moim odczuciu tak jest. Jestem znudzona tym  brakiem empatii, ciągłym schematem, nieomylnością Chyłki i jej lądowaniem "na cztery łapy" przy każdej sprawie. Mam wrażenie, jakby ta historia wpadła w błędne koło. Chciałabym się mylić. Chciałabym, aby kontynuacja mnie zaskoczyła, chociaż nie wiem, czy będę ją chciała przeczytać. Dotarłam do momentu, gdzie mój entuzjazm na kolejne tomy przepadł (mam wrażenie że nieodwracalnie) i gdzie po prostu daję sobie spokój z tą serią. Co będzie dalej - zobaczymy. Wiem jednak, że jeśli będę podchodziła do kolejnego tomu, to tylko z wielką podejrzliwością i dystansem. 

Jednak nie chcę wyjść na totalną jędzę. Oskarżenie ma  momenty, które mimo tej złości na przekór mnie rozśmieszały. Spędzanie czasu z Chyłką i jej specyficznym stylem bycia to coś, za co najbardziej ceniłam i nadal cenię te książki. Jednak to nadal za mało, aby zelżało moje poczucie, że ta seria dotarła na szczyt, z którego powoli zaczyna się staczać. Mam tylko nadzieję, że nie nabierze przy tym zawrotnej prędkości i nie doprowadzi do hucznego (nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu) końca. 

PS. Nie wiem czy mieliście okazję przeczytać tekst Hasacza na temat Immunitetu i Inwigilacji, ja uwielbiam do niego wracać, bo wyraża moje najgłębsze myśli, których nigdy na bloga nie przeleję. Ale jako, że Hasacz trafiła w punkt, to podsyłam, tylko uprzedzam o spojlerach z tych tomów. No i jeszcze pamiętajcie - dystans! klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia