wtorek, 30 maja 2017

Pieśń Jutra // Samantha Shannon


(Uzbrójcie się w cierpliwość - to naprawdę długa pisana pogadanka na temat Pieśni Jutra.)

Na niektóre książki czeka się z taką niecierpliwością, że kiedy przychodzi ten dzień, kiedy znajdzie się ona w naszych rękach - po prostu nie chce się jej czytać, bo znów trzeba będzie czekać. Szczególnie jest to bolesne, kiedy na kolejny tom trzeba czekać aż minimum dwa lata. Kiedy więc wreszcie doczekałam się premiery Pieśni Jutra, nie potrafiłam tak po prostu jej otworzyć i zacząć czytać. W taki oto sposób dopiero równo miesiąc po premierze zdecydowałam, że ta pozycja na półce dłużej leżeć nie może. Czy to była dobra decyzja? Czy to był ten czas na powrót do świata jasnowidzów, Sajonu Londyn i przede wszystkim - ukochanych bohaterów? 


Po tym jak Paige została Zwierzchniczką i odwróciła się od Jaxona w Pierścieniu Różanym, przychodzi jej się zmierzyć nie tylko z niebezpieczeństwem czyhającym na nią ze strony Sajonu, ale także z niezadowoleniem i podziałami wśród jasnowidzów. Niektórzy uważają ją za zdrajczynię, ponieważ jako faworyta odwróciła się od swojego mim-lorda i zaczęła z nim walczyć o władzę w cytadeli. Uważają, że nie można jej ufać, ponieważ może również zdradzić całe społeczeństwo jasnowidzów. 

Paige jednak pragnie przede wszystkim tego, aby zniszczyć Tarczę Czuciową, czyli wynalazek, który pomaga ślepcom odróżnić odmieńców (tzn. jasnowidzów) od zwykłych obywateli. Przez obecność tarczy na ulicach Londynu, jasnowidzowie nie mogą się już swobodnie po mieście poruszać, a wręcz przeciwnie - muszą się ukrywać. Zakon Mimów przestaje być w cieniu, dlatego jego zwierzchniczka próbuje wszystkiego, aby tylko powstrzymać Sajon i Nashirę, która się za nim skrywa, przed wymordowaniem jasnowidzów i bliskich jej osób. 



Pieśń Jutra czytało mi się niezmiernie trudno, przynajmniej jeśli chodzi o pierwsze rozdziały, ponieważ nie byłam sobie w stanie przypomnieć szczegółów z poprzednich tomów. Niektóre wydarzenia w dalszym ciągu pozostają dla mnie zamazaną plamą. Na szczęście wraz z rozwojem akcji, zębatki w moim umyśle powoli zaczęły się obracać, przez co w moim umyśle ukazał się obraz z wcześniejszych tomów, a w szczególności wydarzenia z Szeolu I (Zakon Mimów nadal pozostaje dla mnie zagadką). W pewien sposób było to ciekawe doświadczenie, jednak wydawanie książek w tak dużych odstępach czasowych działa na niekorzyść. Niektórzy po prostu nie mają ochoty, wraz z każdym kolejnym tomem, odświeżać sobie poprzednie. A szkoda, bo ta seria jest naprawdę wyjątkowa. 

Trudno byłoby mi nie zgodzić się ze słowami, że trzeci tom rozczarował mnie pod względem akcji. W tym tomie nie dzieje się za wiele, chociaż jak spojrzę na tę pozycję po przeczytaniu, to widzę, że jednak działo się tam strasznie dużo. Niby dużo ale jednak za mało. Zaczynając pisać, zajrzałam do moich wpisów o poprzednich tomach i znalazłam to: "Zastanawiałam się czy stawiając sobie tak wysoką poprzeczkę już w pierwszym tomie, uda się jej (autorce oczywiście) utrzymać poziom do zaplanowanej 7 części, jednak teraz kiedy skończyłam Zakon mogę powiedzieć tylko tyle, że Samantha się rozwija i nie ogranicza. Po tej części otworzyła sobie ogromne pole do popisu i mam nadzieję, że kolejne tomy nadal będą tak zachwycać i zaskakiwać." Mam jednak wrażenie że Samantha nie wykorzystała tego pola, które sama sobie przygotowała w Zakonie. Działania Paige w tym tomie były bardzo prostolinijne z gniazdem tarczy czuciowej jako punktem, do którego zmierza. 

Ale, żeby nie było. Jestem pod ogromnym wrażeniem postaci, jakie pojawiają się na kartach całej serii. To jak wyraziste i różne charaktery mają, jest czymś niesamowitym. Nie potrafię przejść obojętnie obok żadnego z bohaterów, nawet takiej Nashiry, ponieważ sposób, w jaki została ona wykreowana budzi we mnie podziw. Piękne jest to, że wykreowane przez autorkę "potwory" potrafią śmiać się i płakać. Potrafią współczuć, żyć i umierać. Powtarzam słowa o poprzednich książkach, bo nadal uważam to samo. Bohaterowie są niezwykle żywi i pełnokrwiści. Mamy bohaterów białych i czarnych, ale także takich szarych, którzy chyba sami nie do końca wiedzą, po której stronie chcą się znajdować i po której stronie się znajdują. Jaxon to postać, która pod tym względem przypomina mi Severusa Snape'a. Nie wiem jednak czy kiedykolwiek dowiemy się, po której stronie się opowiada, może po prostu po swojej własnej? 




Świat stworzony przez Samanthę jest niezwykle skomplikowany, jednak nawet po takiej długiej przerwie udało mi się do niego powrócić bez większych problemów, wszystko się ze sobą łączy, nie ma tam błędów logicznych, ani dziur, które sprawiałyby, że wszystko byłoby pozbawione większego sensu. Odnoszę wrażenie, że w przeciwieństwie do Amerykańskich twórców, Brytyjczycy pozostają otwarci w swoich historiach na cały świat. Kiedy spojrzę na The Bone Season czy Harry'ego widzę całą kulę ziemską, a kiedy spojrzę na Niezgodną czy Igrzyska Śmierci odnoszę wrażenie że poza danym miejscem nie ma nic więcej, że tylko na danym państwie czy też mieście, kończą się granice świata. Oczywiście nie wrzucam do jednego worka wszystkich autorów, jednak cały czas mnie to nurtuje, bo zdecydowanie zyskują te serie, które dają wgląd poza granice jednego kraju. 


Pieśń Jutra daje obraz nie tylko na Sajon. Ta część ukazuje przed czytelnikiem jego działania mające na celu poszerzanie granic o kolejne europejskie państwa, ale także wraca do historii Irlandii i wydarzeń, których świadkiem była młoda Paige. Mniejszą ilość akcji wynagradza nam także szerszy wgląd w umysły Refaitów i ich przeszłość, i co najważniejsze, w przeszłość Szeolu I. 


W sumie, z jednej strony czuję się trochę rozczarowana, z drugiej jednak jestem kompletnie zakochana. Mam wrażenie, że cokolwiek autorka by nie zaserwowała, ja bym to pokochała. Po początkowej dezorientacji w trakcie czytania, ostatnie 150 stron sprawiło, że musiałam sobie tę książkę dawkować. Perspektywa czekania lat, na powtórne spotkanie z bohaterami to przyczyna tego, że była to niezwykle nerwowa lektura. Uwielbiam Paige za to, że łamie stereotypy, że nie jest egoistką jak niektóre bohaterki w tego typu seriach. Kocham wszystkie tomy za niezwykle skomplikowany i intrygujący świat, i co najważniejsze bohaterów - tych złośliwych i tych subtelnych. Arcturus i jego przeszłość to moja największa zagadka i największa słabość. Uwielbiam tę postać i mam nadzieję, że już niedługo dowiemy się o niej coś więcej. 


Na koniec muszę tylko wspomnieć o samym zakończeniu. Nie posądzałabym, że Samantha byłaby w stanie tak zakończyć książkę. Uwierzcie, są rzeczy gorsze niż śmierć bohaterów. Ja po końcówce chyba już nigdy nie dojdę do siebie, a przynajmniej do czasu, kiedy nie dowiem się, jaki będzie finał całej historii. 


Dwa lata temu stwierdziłam, że The Bone Season ma niepowtarzalny głos, który słyszy coraz więcej czytelników. Teraz w pełni wiem, że jest to jak najbardziej zasłużone i mam nadzieję, że jeszcze więcej osób ten głos usłyszy. 



Zdołałem nauczyć cię jednej ważnej rzeczy, moja śliczna. Ludzie zawsze będą cię rozczarowywać. 

Musisz przestać być taka szlachetna, Paige. To cię nie ocali. Możesz przekonywać samą siebie, że jesteś lepsza ode mnie. Trzymać się swoich racji i twierdzić, że to ty stoisz po właściwej stronie. Ale pewnego dnia, podobnie jak my wszyscy, będziesz musiała dokonać wyboru. Pewnego dnia będziesz musiała wybrać pomiędzy własnymi pragnieniami, instynktami a tym, co będzie rozsądniejsze... I to cię wzmocni. Zrozumiesz wtedy, że wszyscy jesteśmy diabłami w ludzkiej skórze. Sama staniesz się potworem, którego nosi w sobie każdy z nas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia