poniedziałek, 30 stycznia 2017

Muza // Jessie Burton


Jessie Burton to autorka na której powrót czekałam z niecierpliwością. Po Miniaturzystce, która oczarowała mnie od pierwszej strony, czekałam na kolejną powieść autorki, licząc że po raz kolejny mnie zachwyci. Muza podbiła serca niejednego czytelnika. Jeszcze przed polską premierą było o niej głośno. Jednak czy i moje serce kupiła?

Z jednej strony Hiszpania lat 30. i historia pewnej rodziny Angielsko//Austriackiej, a z drugiej lata 60. i Londyn wracający do świetności po II wojnie światowej. Dziewiętnastoletnia Oliwia Schloss przyjeżdża wraz z rodzicami na południe Hiszpanii, pragnąc zaznać spokoju od tętniącej życiem stolicy wysp Brytyjskich. Ojciec Oliwii jest marszandem, poszukuje perełek w dziedzinie sztuki i próbuje wyłowić wschodzące gwiazdy w malarstwie. Nie dostrzega jednak talentu własnej córki, która jest w stanie poświęcić wiele, żeby tylko przekonać się, czy jej obrazy są czegoś warte. Jak może w tym jej pomóc pewne rodzeństwo? Teresa i Izaak, którzy już na początku ich przyjazdu stają się częścią życia nowo przybyłej rodziny, stają się źródłem weny, miłości, ale także i tragedii, ponieważ nad Hiszpanię nadciąga wojna domowa, w której nawet obcokrajowcy nie mogą czuć się bezpiecznie. 

Trzydzieści lat później Odelle Bastien porzuca rodzinną wyspę i przyjeżdża wraz z przyjaciółką do Londynu. Zaczynając pracę w galerii sztuki, nie spodziewa się, że jedna osoba - Marjorie Quick, wywróci jej życie do góry nogami i otworzy przed nią szansę na rozwinięcie pisarskiego talentu, ale także nierozerwalnie zwiąże jej życie z pewnym zaginionym obrazem i skrytych za nim osobami. 

Jessie Burton po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią jeśli chodzi o oddawanie klimatu wybranej przez siebie epoki. Od pierwszej strony porywa czytelnika w czasy, w których dzieje się akcja. Czytając, zapomina się, że żyjemy w XXI wieku a nie w ubiegłym stuleciu. Jesteśmy obecni pośród bohaterów i czynnie bierzemy udział w historiach rozgrywających się na kartach powieści. 

Muza to skarbnica niesamowitych postaci. Tutaj każdy z bohaterów jest wykreowany w taki sposón, że staje się niepowtarzalny. Jest to coś charakterystycznego dla autorki, która już w Miniaturzystce przyzwyczaiła mnie do swojego magicznego pióra, które w lekki sposób oddaje wyrafinowany język. 



Druga powieść Jessie Burton jest dopracowana w każdym szczególe, tutaj nic nie dzieje się przypadkiem, jednak mimo swojej wyjątkowości pozostawiła we mnie wielki niedosyt. Czuję się tą powieścią oszukana o ile nie rozczarowana. To nie jest tak, że ta książka jest zła. Ta książka jest bardzo dobra i niejeden pisarz mógłby jej pozazdrościć, jednak liczyłam na coś, co porwie mnie tak, jak to zrobiła historia Nelli Oortman z Miniaturzystki. Tymczasem Muza przypomniała mi jedynie za co tak pokochałam poprzednią powieść autorki, co ukazało przepaść dzielącą obie historie. Oczywiście nie jest to coś, co może świadczyć o słabszej formie pisarki, jednak nie sposób mi zapomnieć, że po wszystkich słowach zachwytu, liczyłam na coś więcej. 

Mimo wszelkich wydarzeń i bohaterów owianych tajemnicą, czuję się oszukana. Zakończenie co prawda zaskakuje, mimo że niektórych rzeczy domyśliłam się sama, jednak cały czas odnoszę wrażenie, że czegoś mi brakuje. Nie wiem jeszcze co to takiego jest, jednak jeśli już dowiem się, co mam na myśli - to dam Wam znać. A teraz polecam zapoznać się z twórczością Jessie Burton, ponieważ pomimo moich wewnętrznych rozterek, Muza jest jak najbardziej warta poznania. Ta książka jest magiczna i mimo że akcja jest stonowana i nie gra na emocjach na tak wielkiej skali jak inne książki, to mimo wszystko na prawie 500 stronach ukryte jest coś, co nie pozwala przejść obok tej powieści obojętnie. 

To w jaki sposób autorka ukazała ukryte pragnienia bohaterów, jak nierozerwalnie splotła ich losy a jednocześnie otoczyła wszystko aurą sztuki i wielkich marzeń jest czymś przepięknym. W powieściach Butron nie potrzeba zwrotów akcji i ciągłego napięcia aby czytelnik pragnął wracać do świata bohaterów. Ten niesamowity klimat sprawia że człowiek czuje promienie hiszpańskiego słońca na twarzy i widzi wszystkie żywe barwy obecne w obrazach stworzonych przez Oliwię. Wraz z Odelle biegniemy przez skąpane w deszczu uliczki Londynu, aby poznać tajemnicę skrytą na zaginionym dziele sztuki. Muza wydobywa piękno z tamtych lat i sprawia, że nie są one już czytelnikowi obce. Czy można przejść koło takiego utworu obojętnie? Ja mimo moich "ale" nie jestem w stanie i już nie mogę się doczekać kolejnych przygód ukrytych na kartach kolejnych powieści, na które mam nadzieję, autorka nie będzie nam kazała czekać zbyt długo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia