piątek, 23 marca 2018

dałam się nabrać? // Slammed // Colleen Hoover



O Colleen Hoover pisałam na blogu już nie raz. Zarówno pozytywnie jak i wręcz przeciwnie. Na początku myślałam jednak, że pierwszej jej serii nie przeczytam. Dlaczego? Wiele osób skutecznie mi ją po prostu odradzało, mówiąc że jest najsłabsza. Czy mieli rację? Czy Slammed i kontynuacja (bo w tym poście postaram się podsumować całość, a nie tylko pierwszy tom) jest naprawdę najgorszą historią Hoover? Już na wstępie mogę Wam powiedzieć, że zdecydowanie nie. Czy jednak jest tak pięknie jak można by się spodziewać? 

Jeżeli ktoś śledzi mnie na instagramie, to zapewne zauważył, że mniej więcej miesiąc temu oszalałam na punkcie historii Layken i Willa. Zaledwie po kilku rozdziałach, wiedziałam, że to jest ta Hoover w której się zakochałam. Taka, która jeszcze nie miała szansy popaść w schemat i przesadzony dramatyzm. Której historia bardzo prosta, okazała się niezwykle poruszająca i przejmująca. Slammed po prostu chwyciło mnie za serce. Zarówno prostotą języka jak i samym rozwojem uczucia u bohaterów. To jednak, co okazało się największym plusem tej książki, to nic innego jak poezja, a dokładniej slamy poetyckie. Każdy wiersz w którym bohaterowie odsłaniali fragmenty siebie, sprawiał, że miałam ogromną potrzebę znalezienia się kiedyś na takim wydarzeniu. Dlaczego więc uważam, że w pewien sposób dałam się nabrać?


Slammed przeczytałam błyskawicznie. Historia Lake, która po śmierci ojca przeprowadza się wraz z matką i młodszym bratem, na drugi kraniec Stanów i staje się tym samym sąsiadką Willa nie jest wymagająca czy niepotrzebnie zagmatwana. Jej poznawanie po prostu sprawia ogromną wewnętrzną przyjemność, mimo że trafiłam na fragmenty, które skutecznie mnie wzruszyły. Jednak nie jest to nic szalenie odkrywczego. Jest to jednak po prostu TEN styl Hoover, który sprawia, że jej książki tak dobrze mi się czyta, a przynajmniej czytało do czasu, ponieważ ostatnie/najnowsze dwa tytuły (mam na myśli It ends with us oraz November 9) okropnie mnie rozczarowały i zdecydowanie nie były zbliżone do słownikowej definicji usatysfakcjonowania.  

Kiedy tylko skończyłam czytać Slammed czy jak ktoś woli Pułapkę uczuć, byłam gotowa rzucić wszystko by tylko sięgnąć po kontynuację. Niestety na nią musiałam poczekać i mam wrażenie, że to wszystko zabiło. 

Point of retreat // Nieprzekraczalną granicę zaczęłam dopiero miesiąc później i kompletnie nie mogłam się w niej odnaleźć. Nie wiem czy po prostu "ochłonęłam" po tym zachwycie nad pierwszym tomem czy jest on najnormalniej w świecie słabszy. Jadnak brakuje mi w nim nie tylko samych wierszy (jest ich o wiele mniej) jak i sama nie wiem czego, akcji? tych uczuć, które tak mnie poruszyły? Długo zajęło mi odnalezienie się na powrót w tej historii i do samego końca, nie czytałam z takim zapałem jak miesiąc temu. Zastanawiam się, czy to nie kwestia nastawienia. Wszyscy dookoła zapowiadali, że to jest o wiele lepsza część. A co jeśli dla mnie ona nią nie jest? Jeśli to właśnie Slammed jest lepsze? W moim odczuciu o wiele. 

Ta niewinność w tej książce jak i początek kariery pisarskiej Hoover jest po prostu uroczy i wart poznania przez osoby, które czytały pozostałe książki tej autorki. Szkoda pominąć tę serię, szczególnie pierwszy tom. Trzeciego koniec końców jeszcze nie zaczęłam i chyba dam sobie trochę czasu, aby odpocząć od tej historii. Może jak wrócę do niej z czystym umysłem, to odkryję to co na początku. Ale ogólnie? Idealne YA/NA na wiosnę. 

Czytaliście? Jakie macie odczucia? Byliście może na slamach? Oczywiście po przeczytaniu tych książek wybrałam się na ten Wrocławski i wyszłam załamana. Chyba nie tego się spodziewałam. Ale może kolejne wiersze będą lepsze? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia