niedziela, 29 maja 2016

Czasem aby zmienić wszystko, wystarczy zmienić własne życie (Korona - Kiera Cass)


Jak to możliwe, że seria w której można doszukać się wielu wad, która jest prosta a dla niektórych nawet banalna skrada serce milionów osób? Co usprawiedliwia baśniową historię, którą kochają i młodsze, i starsze czytelniczki? Czy to tęsknota za czasami dzieciństwa, czy jednak autorka potrafiła stworzyć serię zasługującą na wszystkie zachwyty zapominające o momentach słabości i niejednych potknięciach? 

Wydawać by się mogło, że tom zamykający nie tylko historię Eadlyn ale także całą serię w świecie rywalek, powinien być długi i wyczerpujący wszystkie wątki tak, aby nie było niedopowiedzeń. Co więc sprawiło, że Korona jest najkrótszą częścią? Dlaczego w jej kierunku poleciały przede wszystkim negatywne opinie i niejedna osoba się rozczarowała? 

Po burzliwym zakończeniu Następczyni przychodzi czas, aby Eadlyn zaczęła myśleć i zachowywać się jak dorosła osoba. Wraz z wyjazdem brata, otarciem się o śmierć matki i załamaniem ojca, na młodą księżniczkę spada odpowiedzialność rządzenia krajem, który niekoniecznie widzi ją w roli królowej. Podczas gdy każdy patrzy jej na ręce, w pałacu zostaje się garstka chłopaków, wśród których ma się znajdować jej przyszły mąż, Eadlyn poznaje momenty z życia rodziców, o których nigdy nie miała pojęcia. Zaczyna rozumieć, że nawet miłość jak z bajki, dla Ami i Maxona była naznaczona cierpieniem i wątpliwościami. Czy to będzie miało wystarczającą siłę, aby dostrzegła w Eliminacjach szansę dla samej siebie? 

Miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna.

W poprzedniej części Eadlyn zraziła do siebie nie tylko mieszkańców Illéi ale przede wszystkim czytelników. Jednak młoda, irytująca i rozpieszczona księżniczka to już przeszłość. Korona to przede wszystkim książka ukazująca dojrzałość, której tak zabrakło w poprzednim tomie. Myślę, że nawet ci, którzy skreślili historię księżniczki po Następczyni, w Koronie odnajdą to, czego im zabrakło ostatnim razem. 

Ostatni tom serii wraca do klimatów znanych z właściwej trylogii i Eliminacji Maxona, jednak to historia Eadlyn dzieli czytelników, ze względu na to, że tym razem naszymi oczami nie jest jeden z kandydatów a osoba która wśród nich wybiera. Każdy więc może mieć innych faworytów, a co za tym idzie, zakończenie nie spodoba się wszystkim. 



W Elicie po raz kolejny zostaje 6 kandydatów, jednak ze względu na długość całego tomu, nie mamy możliwości ich dobrego poznania. Całe Eliminacje zaczynają i kończą się za szybko. Brakuje w nich rozważnych decyzji. Odniosłam wrażenie, że wszystko było pisane jak najszybciej, przez co historia, która mogła stać się epickim zakończeniem, została niepotrzebnie spłaszczona. Nie wiedząc kiedy, było już po wszystkim, dlatego historia Eadlyn nie miała nawet możliwości zrównania się z wielką miłością jej rodziców, mimo że były na to ogromne możliwości. 

Cieszę się jednak, że Kiera otworzyła ostatni tom, na wątki Maxona, Ami (zabijcie mnie ale nie wiem jak odmienić jej imię nie robiąc błędu) Marlee czy Lucy, dając szansę na powtórne spotkanie się z bohaterami tak bardzo przez większość uwielbianych. Niezrozumiałe decyzje z poprzedniego tomu zostały wyjaśnione, a na pierwszy rzut oka nic nieznaczące postacie miały szansę rozwinąć swoje skrzydła. Eikko nie pozostał w cieniu, a autorka udowodniła, że ten tajemniczy bohater nie został wprowadzony do książki bez jakiegokolwiek celu.

Mimo wszystko jednak książka która zamyka wszystko nie powinna ograniczać się do opowiedzenia powierzchownie tylko niektórych wydarzeń z finału Eliminacji. Nie zrozumiem, dlaczego wszystko działo się w takim tempie, że czytelnik nie miał nawet możliwości nacieszyć się bohaterami, którzy znikali szybciej niż się pojawiali. Wiedząc na co stać Kierę po trylogii, czuję niedosyt i mimo, że wygrał kandydat, który skradł moje serce już na początku, któremu kibicowałam przez dwie książki, czuję się rozczarowana w sposób w jaki historia została opowiedziana. 

Nie znaczy to jednak, że książki nie należy czytać, ponieważ w ogólnym rozrachunku to właśnie Korona jest tą, która ukazuje wyższy poziom przez wzgląd na to, co ze sobą niesie. 

Czy tak powinien zakończyć się świat jaki wykreowała autorka? Rozczarowań nie można było uniknąć ale książkę można było dopracować, jeśli jednak jest coś, przez co ta książka skradła moje serce, bez względu na sentyment do poprzednich części, jest to zdecydowanie epilog. 

Wydawać by się mogło, że pół strony nie jest w stanie zmienić odbioru całej serii jednak w tym przypadku Kierze wystarczyło kilka zdań aby podsumować wszystko to, co stworzyła przez 5 tomów. W każdej książce można było wyłowić piękne cytaty jednak epilog Korony to jeden wielki cytat warty zapamiętania i wcielenia we własne życie. Kto wie, może nasza własna historia okaże się tą jak z bajki, jeśli tylko spojrzymy na nią pod odpowiednim kątem? 

Szczęśliwe zakończenie może nastąpić po przebyciu wielu kilometrów. Albo w czasie tak krótkim jak siedem minut.

Czasami to właśnie prostota; bohaterowie zarówno ci dojrzali, infantylni jak i irytujący, potrafią sprawić że książka staje się w tym wszystkim urocza i niezapomniana. Czy na wysokie noty zasługują tylko powieści wymagające wielkiego wkładu od czytelników? Czy trzeba się wstydzić, że historia taka jaką opowiedziała Kiera, skradła nasze serca? Myślę, że nie, dlatego przez sentyment, niesamowity epilog, ilość wylanych łez przy wszystkich tomach, świetnej zabawie i tych emocjach jakie wzbudziła we mnie ta a nie inna prostota jestem szczęśliwa, że miałam możliwość poznać wszystkie książki z tej serii.

Ocena:
8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia