niedziela, 20 sierpnia 2017

Lord of Shadows, czyli jak rozdeptać serce czytelnika i zaśmiać się wszystkim w twarz (Władca Cieni // Cassandra Clare)



POLSKA PREMIERA 27 WRZEŚNIA


There's a legend about that clock. For a second when it chimes the hour the gates to Heaven open...

To nie będzie recenzja. W sumie nie wiem co to będzie. Wylanie żali? Udowodnienie, że niektórzy autorzy nie mają za grosz empatii do własnych czytelników, a o postaciach nawet nie wspominając? Nie bez powodu na blogu nie znajdziecie żadnego konkretnego tekstu na temat książek Cassandry Clare. Poznałam twórczość tej autorki kilka lat temu. Jednak nigdy nie znalazłam sposobu, w jaki mogłabym wyrazić, co tak naprawdę ona dla mnie znaczy. Ukochani bohaterowie? To zdecydowanie ci, których powołała do życia ta autorka i która im te życie bardzo często odbiera... 

Jakby się dało zakończyć podsumowanie Lord of Shadows // Władcy Cieni w jednym zdaniu, byłoby to coś podobnie brzmiącego do: to słabsza część od pozostałych, jednak łamiąca serce i igrająca ze wspomnieniami poprzednich tomów... Bo nie będę ukrywać, że jest kilka rzeczy, które mi się nie podobały, jednak może już ktoś zauważył, że ostatnio podczas czytania mam włączony filtr wychwytywania wad. Na szczęście Clare w wielu momentach się obroniła. 

Czytanie tej książki zabrało mi sporo czasu, bo blisko dwa miesiące. 200 ostatnich stron wisiało nade mną jak jakiś cień, od końca czerwca. Jednak przez własną głupotę trafiłam na spojler, który nie pozwalał mi się przełamać do poznania zakończenia. Jednak nie spodziewałam się, że końcówka będzie aż tak bolesna. Ale o tym za chwilę. Możecie być jednak spokojni. Nie będę spojlerowała, ponieważ nie chcę nikomu odebrać tej przyjemności, usłyszenia trzasku własnego serca, na ostatnich stronach tej powieści. 




Jakby ktoś obserwował moje notatki pojawiające się podczas czytania, zauważyłby, że już pierwsze strony wzbudziły we mnie wielkie emocje. Clare od samego początku straszy czytelnika tym, co może się wydarzyć w kolejnych książkach. Sięga po dobrze znanych bohaterów z Diabelskich Maszyn i Darów Anioła. Sięga stulecia wstecz i odkopuje wątki, które już dawno temu, powinny zostać zapomniane. 

Nie będę ukrywać, że Mroczne Intrygi niekoniecznie mają najsensowniejszą fabułę i całą tą główną nić, wokół której kręci się cała akcja. Mam wrażenie, że jedynie Dary Anioła miały naprawdę przemyślany główny motyw - najpierw Valentina a później Sebastiana. Diabelskie Maszyny górują,(przynajmniej dla mnie) pod względem klimatu powieści, bohaterów i pięknego języka, jakim posługuje się Clare. Mroczne Intrygi mimo że dobre, nie są w stanie zatrzeć w mojej pamięci wcześniejszych książek. Po Pani Noc myślałam, że może kontynuacja coś pod tym względem zmieni, jednak Lord of Shadows momentami sprawiał we mnie wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo. Jednak nie mogę przejść obojętnie obok niektórych bohaterów, a w szczególności Juliana, Marka, Kierana (którego w sumie nie lubię ale jednak lubię) i kilku nowych bohaterów, których poznajemy w tym tomie: Jamiego, Christophera czy Unseelie King (nie mam bladego pojęcia pod jaką nazwą pojawi się ta postać u nas)

Ci którzy czytali Panią Noc, zapewne zapamiętali pojawienie się kolejnego Herondale'a. Muszę przyznać, że ta postać zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, ponieważ nie jest kserokopią Jace'a czy Willa. Łączy ich wspólne nazwisko, jednak na całe szczęście, nie charakter. Bałam się, że Clare zabraknie pomysłu na tego bohatera, ale do tego nie doszło i mam nadzieję, że tak będzie i w zakończeniu trylogii. 



Lord of Shadows był dla mnie bombą emocjonalną, ze względu na powrót do Londynu. Na odkopanie wspomnień o wydarzeniach i bohaterach z Diabelskich Maszyn. Najmniej znaczący szczegół, sprawiał że miałam ochotę tę książkę wyściskać. Kto by pomyślał, że wrócimy, chociaż na chwilę, na korytarze Londyńskiego Instytutu? 

Bardzo zaskoczyło mnie również to, że to nie jest kolejna część, kręcąca się wokół Emmy i Juliana. Tutaj nareszcie mamy szansę poznać Kierana, Marka czy Cristinę, ponieważ otrzymują oni swoje "minuty chwały". Dla kogoś kto nie potrafi ścierpieć kreacji Emmy, jest to zbawienne. Nie wyobrażam sobie, że byłabym w stanie zmęczyć tę powieść, gdyby wszystko kręciło się wokół niej. Ta postać od samego początku mnie denerwowała, jednak teraz wzniosła się na wyżyny. Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego Emma i wszyscy wokoło niej, żyją w przeświadczeniu, że jest ona cudownym wojownikiem, następcą Jace'a? Powie mi ktoś
d l a c z e g o ???  Czy naprawdę miecz - Cortana - czyni z niej cudotwórczynię? Ta postać w moich oczach jest nikim, jednak na siłę kreowana na kogoś wielkiego. 

Co również mnie rozczarowało? Czytając ten tom, mam wrażenie, że historia zatacza koło. Clave, po zakończeniu Darów Anioła miało stanowić przełom. Nowe pokolenia, nowe prawa dawały nadzieję na zmianę - dobrą zmianę, w jego funkcjonowaniu. Czy autorka o tym zapomniała? Wydaje mi się to po prostu bez sensu, dlatego też sama seria powoli budzi we mnie przeczucie, że jest to kolokwialnie mówiąc "odgrzewanie kotleta". Kiedy dodamy do tego zawiłość połączeń miłosnych i wzajemnych uczuć między bohaterami, mam wrażenie, że Clare nie do końca wiedziała co chciała osiągnąć. Podziwiam ja za rozległość i szczegółowość stworzonego przez nią świata, jednak uświadamiam sobie, że oceniam ją wysoko tylko ze względu na sentyment. Gdybym nie znała poprzednich książek, obawiam się, że po Władcy Cieni nie chciałabym ich poznać. 

Clare ma niesamowite pióro. Ilość przepięknych, mądrych i głębokich cytatów nadal mnie zadziwia. Nawet w nudnych i oklepanych wątkach potrafi ukryć jakieś przesłanie, co sprawia, że książkę czyta się z ciekawością. Mimo tych wszystkich wad, chce się poznać kontynuację, by dowiedzieć się, jak potoczą się losy bohaterów. Tutaj niczego nie można być pewnym, ponieważ Cassandra igra z życiem, nawet głównych postaci. 

Zaintrygowało mnie również nawiązanie do twórczości Poego. Postać Anabelle jest zadziwiająca a może nawet przerażająca. Kiedy doda się do tego, dominujący w tej części wątek feerie i ich świata, a szczególnie tych jego fragmentów, których nie mieliśmy szansy poznać w Darach Anioła, Clare broni się, od zakopania w niedoskonałościach. Nie wiem jednak, jak długo będę potrafiła przymykać na to oko i doceniać wartość sentymentalną. Ta książka jest dobra dla fanów i osób zaznajomionych już ze światemNocnych Łowców. Niekoniecznie jednak nadaje się do tego, aby przyciągnąć nowych czytelników. 

High above the council hall The Golden Clock began to chime the hour

PS czy po polskiej premierze, chcielibyście pogadankę, już taką ze spojlerami na temat bohaterów i wydarzeń z tej części? Jeśli tak, to koniecznie dajcie mi znać, bo z chęcią wygadam się na ten temat ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia