Poezja to sprawa indywidualna. Jej magia, to właśnie to, że każdy odbiera ją na swój własny sposób. Jaka jest dla mnie, najważniejsza cecha dobrej poezji? Uniwersalizm. Może po języku polskim, wszystkich już to znudziło, ja jednak coraz bardziej to doceniam. Kiedy nawet po latach, baaa stuleciach, sens utworu łatwo odczytać. Nie opuszcza mnie więc jedna smutna myśl. Co się stało z poezją XXI wieku? Ona nie jest trudna w zrozumieniu. Jest o wiele gorzej. Ona nic sobą nie reprezentuje. Czy naprawdę każda myśl przelana na papier staje się wierszem?
Wiecie, ja naprawdę uwielbiam sięgać po tomiki poezji. Poe, Szymborska czy Pan Cogito Herberta, to stały element mojego literackiego świata. Lubię sięgać po nowe dla mnie utwory. Ta ciekawość doprowadziła mnie do ogromnego rozczarowana Milk & Honey. Jednak po blisko roku, dałam kolejną szansę "poezji" XXI wieku. I wiecie co? W skrócie powiem jedno... Było jeszcze gorzej.
Miłość, po prostu ostatnio pojawia się dość regularnie w mediach związanych z książkami. Nie dotarły do mnie jednak żadne negatywne opinie. Do czasu. Do czasu kiedy sama tego nie przeczytałam i nie napisałam, że kompletnie nie rozumiem fenomenu tej "książki". Wtedy to dostałam wiele wiadomości, że po prostu tym osobom nie chce się marnować czasu na wypowiadanie się na jej temat. Ja zachowam się dziecinnie i po prostu wtrącę swoje trzy grosze, tak na przekór, żeby mnie nie bolało, że wszędzie same pozytywy. O tak, dzisiaj jestem taką małą dziewczynką która ma ochotę wrzeszczeć i tupać nóżką...
Nie chce zbyt specjalnie oceniać tej pozycji. Raczej opowiedzieć coś o emocjach jakie we mnie wzbudziła, lub odwrotnie - których nie wzbudziła a powinna. Jakkolwiek by w końcu zła nie była, w jakiś sposób jest ona zbiorem uczuć i emocji (???) autora, a nie mnie je oceniać. Jednak mam wrażenie, że te utwory nie są po to, aby czytali ją "zwykli" czytelnicy. Chodzi mi w gruncie rzeczy o to, że one są kierowane do jednej konkretnej osoby, która według mnie, jako jedyna powinna mieć do nich wgląd. Dla mnie, jako osoby postronnej wydawały się one po prostu nijakie. Ot spisane myśli, poprzedzielane enterem. Zdecydowanie nie uniwersalne. Chociaż sama nigdy nie chciałabym takich "wierszy" dostać, a już na pewno nie być ich muzą. Dla tej dziewczyny, nie wiem, mogłyby mieć jakieś znaczenie, ale dla mnie? Nie sprawiły, że poczułam podziw, zazdrość czy cokolwiek. Ani forma, ani treść, w żaden sposób nie jest wyjątkowa, nie jest nawet przeciętna. Jest bezpośrednia w tej prostocie a czasem dziwna. Miejscami odnosiłam wrażenie, że wszystko jest na siłę i nad wyrost. Jednak akurat to, to cecha, która "boli" mnie ogólnie we współczesnej "poezji".
Jednak co sprawiło, że kiedy skończyłam czytać, miałam ochotę ciskać piorunami? Prymitywność niektórych tekstów, banały niektórych spostrzeżeń i wnioski, które są tak oczywiste, że aż coś wewnątrz mnie zgrzytało. Poczułam się jak idiota, któremu trzeba powtórzyć rzeczy oczywiste. Może to są dość ostre słowa. Jednak naprawdę, tak się poczułam. To nie było jednak najgorsze. Największą nerwicę wzbudzało we mnie podejście autora. Który już w swoich utworach (nie dla mnie to nadal nie jest poezja) kreował siebie na poetę, twórcę lepszego niż przeciętny człowiek. Każde słowo nawiązujące do jego twórczości w tych "wierszach" sprawiało, że musiałam się powstrzymywać od krzyku frustracji.
Język jest prosty, wręcz banalny, który jednak nie sprawia, że te utwory (celowo powtarzam te słowo) zyskują w moich oczach. To nie jest ujmujące. To nie sprawia, że je docenię. To nie jest prostota, minimalizm, który miałby swoją magię. Kilka wersów, losowo poprzedzielanych enterami, to nie jest sztuka, po prostu. Jak dodamy do tego wulgaryzmy, które nic nie wnoszą. Brak mi słów. Ręce opadają, Ziemia wybucha. Ja zwijam interes i zamykam bloga... A tak na poważnie. To nie są utwory, które mogłabym gdzieś wykorzystać. Przepisać. Wysłać bliskiej osobie (chyba, że bym chciała, żeby się na mnie obraziła). Okay. Niektóre cytaty mi się podobały. Były znośne. Przeczytałam. Zapomniałam. Jednak cały tomik jest dla mnie chorobliwy. Tak jak fragmenty pojawiające się w internecie mogły mnie zaintrygować, tak razem tworzą mieszankę, dla mnie niestrawną. Głównym sprawcą mojej goryczy jest przyzwyczajenie do klasycznego rozumienia poezji. Tej, przy której trzeba pomyśleć. Której każdy wers można rozumieć na wiele sposobów.
Nie oceniam myśli autora. Oceniam coś, co promowane jest jako wiersze. W tym przypadku to niestety to samo. Nie chcę aby ktoś pomyślał, że jestem kompletnie bez serca. Nie oceniam osób którym Miłość, po prostu się podobała. Piszę po prostu co mi się nie podobało i staram się pokazać dlaczego było tak a nie inaczej. Ja tego zbioru nie polecam. Wręcz odradzam. Bo ja żałuję, tak po prostu.
Miłość, po prostu nie jest pierwsza. Być może jednak ostatnia. Tego typu "poezja" do mnie nie trafia. Zdecydowanie nie chcę więc już dawać szansy współczesnym "poetom". Dopóki nie zmieni się forma, boję się, że każdy tomik skończy w moich oczach tak, jak ten...
Miłość, po prostu nie jest pierwsza. Być może jednak ostatnia. Tego typu "poezja" do mnie nie trafia. Zdecydowanie nie chcę więc już dawać szansy współczesnym "poetom". Dopóki nie zmieni się forma, boję się, że każdy tomik skończy w moich oczach tak, jak ten...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)