Powstańmy Czerwoni Niczym Świt!
Powstaniemy czy upadniemy? Oto jest pytanie. Jeszcze przed premierą tej książki nasłuchałam się o niej bardzo dużo i to na dodatek samego dobrego. Nic więc dziwnego, że postawiłam jej poprzeczkę bardzo wysoko, może nawet i za wysoko. Zawsze była możliwość, że książka okaże się całkowicie inna, lub po prostu nie trafi w mój gust. Jak jej losy się potoczyły? Zobaczcie sami.
Stwarzanie nadziei, gdy w rzeczywistości jej nie ma, to okrucieństwo. Fałszywa wiara wywołuje rozczarowanie, ból i wściekłość, przez co niełatwe sprawy stają się jeszcze trudniejsze.
Victoria Aveyard to nowa postać na książkowych półkach, jednak muszę powiedzieć, że jej debiut jest naprawdę niesamowity. Często pierwsza książka to jakieś flaki z olejem. Tego tutaj na szczęście nie było. Kiedy tylko pierwszy raz zetknęłam się z Czerwoną Królową, wiedziałam, że muszę przeczytać ją w pierwszej kolejności. Ostatnio byłam bardzo cięta na młodzieżówki, a szczególnie te poruszające klimaty dystopii, jednak dałam tej powieści szansę i okazało się to jak najbardziej słusznym posunięciem. Wiadomo, że tego typu książki są po części do siebie podobne, ale Aveyard stworzyła coś, co wyróżnia się z tłumu nie tylko okładką.
Będąc już przy okładce, trzeba oddać, że jak zwykle wydawnictwo Otwarte stanęło na wysokości zadania i po raz kolejny wydało książkę, w przepięknej szacie graficznej. Okładka jest prosta, ale piękna. Chociażby dlatego nigdy się z nią nie rozstanę. Po raz kolejny Okładkowe Love, ale przecież wiecie, że jak książka jest ładna to i szybciej się po nią sięgnie. (Tak, tak nie oceniaj książki po okładce)
Coś więcej niż bajka. Życie nie jest usłane różami i nigdy nie będzie. Świat dzieli się na dwie barwy: Srebrną & Czerwoną. Dwa kolory krwi, dwa rodzaje ludzi, którzy nigdy nie będą sobie równi. Srebrni posiadają moce: potrafią panować nad żywiołami, mają nadprzyrodzoną siłę, lub mogą czytać w myślach. Czerwoni, to ludzie tacy jak my: słabi - mający swoje zadanie - służyć srebrnym.
Tu już mogę dać pierwszy plus tej historii. Taki podział występuje na całym świecie, a nie tylko w Norcie, gdzie dzieje się akcja. Po raz pierwszy (przynajmniej dla mnie) nie jesteśmy zamknięci w obrębie jednego królestwa/państwa. Jak dla mnie to bardziej urzeczywistnia tę historię. Kiedy podążamy za Mare, wkraczamy do świata, który nie razi swoją nierealnością.
via. tumblr |
Naszą główną postacią jest Mare. Można powiedzieć, że bohaterka bardzo podobna do wszystkich jakie już były: Katniss, America, Tris itp. itd. ale jednak ma swój charakter. Ludzie są podobni, Mare także, ale koniec końców, każdego z nas coś wyróżnia i tak samo jest w przypadku Mare. Patrzymy na historię jej oczami, przez co możemy dać się oszukać. W książce bardzo często przewija się: Każdy może zdradzić każdego. W pewnym momencie stało się to jej pewnego rodzaju mottem. Myślę, że gdyby to jedno zdanie było mniej razy powtarzane, to całość byłaby bardziej zaskakująca. Przez ten mały fakt z większym dystansem podchodziłam do postaci, ale końcówki i tak nie przewidziałam.
Prawda się nie liczy. Liczy się tylko to, w co wierzą ludzie.
Mare jako czerwona, która nie ma pracy, nie chodzi systematycznie do szkoły, ma po skończeniu 18 lat, trafić do wojska. Norta jest w czasie wojny, w którą Srebrni się własną skórą nie angażują. Jednak przez pewien zbieg okoliczności Mare trafia do pałacu, jako służąca. Pech chciał, że przyszło jej zacząć pracę podczas Królewskiej Próby, kiedy wybiera się dziewczynę z najpotężniejszymi zdolnościami, aby zasiadła na tronie u boku księcia. Jednak co się stanie kiedy Mare przeżyje coś czego nie powinna? Co jeśli mając czerwoną krew, posiada srebrne moce?
Oczywiście całą historię umila para książąt. Cal i Maven. Jeszcze zanim sama zaczęłam czytać Czerwoną Królową wiedziałam, że jeden z nich jest dobry, a drugi zły. Nie wiedziałam jednak który, a patrząc na to co przemawia przez książkę, jednoznaczne powiedzenie: "Ten jest dobry! Ten jest zły!" jest eee niepoprawne. Słowa mogą kłamać. & Prawdą jest to, co ja nazwę prawdą. Mógłbym podpalić cały ten świat i nazwać pożar deszczem. Kiedy spotyka się po raz któryś taki cytat, to zaczyna się wątpić w to, w co się dotychczas wierzyło. Cal jest następcą tronu, przeciwieństwem swojego młodszego brata Mavena. Dzieli ich jednak nie tylko wiek ale także i matka. Maven jest synem drugiej żony króla Tyberiusza - królowej Elary. Zimnokrwistej, wrednej, krwiożerczej bestii, którą mimo wszystko bardzo polubiłam, czego nie mogę powiedzieć o Evangeline, czyli jednej z dziewczyn biorącej udział w Królewskiej Próbie.
-Dziewczyna, którą prawie usmażyłaś, jest moją kuzynką.
-Przykro mi.
-Powinno ci być przykro, że nie trafiłaś. Evangeline to złośliwa suka.
Nie wiem, czy fakt, że lubię (nie)happy endy sprawia, że zaczynam lubić czarne charaktery? (jeśli ktoś czytał CK to chyba już możecie się domyślić, który z braci jest moim ulubieńcem) W każdym razie komu tutaj zaufać?
Ale żeby nie było, że tylko wychwalam tę książkę. Bardzo żałuję, że autorka nie zakończyła tego w jednym tomie. Mam wrażenie, że to by było dobre dla tej historii. Oczywiście przeczytam kontynuację, ale mam nadzieję, że nie powstanie z tego kolejny tasiemiec. Naprawdę nie obraziłabym się, gdyby powstała jeszcze tylko jedna część. Nie lubię, gdy coś ciągnie się za długo, bo tylko książka na tym traci.
Nie powiem wam, który z braci jest moim ulubieńcem, przynajmniej nie w tym poście, (nie chcę wam pewnej rzeczy przez to zaspojlerować) jednak jestem przy nim zła na autorkę. Zła na to, że mnie nie zaskoczyła. To by było coś naprawdę niesamowitego, gdyby pozory okazały by się mylne. Niestety z czasem trudno mi było już zwątpić, który jest tym złym. Po prostu gdyby trochę dorzucić ognia temu drugiemu księciu, byłabym w niebie. Nie lubię postaci zbyt wyidealizowanych. I tego mi w tej książce zabrakło. Czy to ten drugi nie mógł być zły? (Ach te problemy)
Teraz nie wiem jak to cudo ocenić. Wiadomo, że pozytywnie. Gdyby ta książka zakończyła się na jednym tomie bez wahania dałabym jej 10. Ale z drugiej strony, kontynuacja może okazać się czymś jeszcze lepszym. Nie da się nie docenić zakończenia. Po prostu myślałam, że całe miasto usłyszało jak się wydarłam. Kipiałam ze złości? To mało, to było tak, jakby ktoś zmiażdżył mi serce. Byłam po prostu wkurzona, zła, WŚCIEKŁA. Pisząc to przypominają mi się tamte emocje i właśnie za to kocham Czerwoną Królową. Za emocje jakie we mnie wzbudziła. Dała takiego porządnego kopa. Miałam wrażenie że ta książka się ze mnie śmiała: "Haha tego się nie spodziewałaś!" byłam w stanie usłyszeć jej słowa. To było jakby jakaś lodowata dłoń zaciskała się na moim sercu by później je po prostu puścić i pozwolić, aby rozpadło się na miliony kawałków.
I teraz powiem tak. Zakończenie jest po prostu... że szczęka opada. Okay żeby nie było, że wcześniej nie było akcji. Była, ale zakończenie to jest to, co ja w książkach kocham! Nie jakiś romans, tylko to! Krew się polała a ja oniemiałam po prostu. Wątek miłosny to za duże słowo. Jak był opisany jeden pocałunek to byłam w stanie przestać to czytać, może dlatego, że to był nie ten brat? Albo po prostu, ten pocałunek to była dla mnie strata czasu, tam działo się tyle innych rzeczy a ona się z nim całuje!
No i co ja mam z tym zrobić? Dlaczego do kontynuacji trzeba czekać tak długo?
Jeśli nie czytaliście tej książki to naprawdę dajcie jej szansę. Ale nie myślcie, że skoro tytuł jest taki oczywisty, to już wiadomo jak to się kończy. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, że w tej książce nic nie jest takie jak na pierwszy rzut oka wygląda ☺ Haha to teraz was sprawdzę, pozory mylą czy nie? W co wierzyć w tej recenzji? Powodzenia, w końcu: Każdy może zdradzić każdego
UWAGA. MOŻE UCHODZIĆ ZA SPOJLER.
Usiłuje się oprzeć woli, walczy z nią ze wszystkich sił, ale na darmo. Tej bitwy nie może wygrać. Gdy zaciska palce na złoconej rękojeści miecza i wyciąga ostrze z pochwy, ostatni fragment układanki wskakuje na miejsce. Łzy spływają mu po policzkach i parują w zetknięciu z gorącą skórą.
-To nie ty. Wiem, że to nie ty. To nie twoja wina.
Nikt na to nie zasługuje. N i k t.
Miecz unosi się i drży w powietrzu trzymany rozdygotaną ręką. Jest to broń co najwyżej paradna, ale jej ostra jak brzytwa klinga lśni złowrogo. Rozpalona płomiennym dotykiem stal czerwienieje, a fragmenty zdobionej rękojeści topią się między palcami. Złoto, srebro i żelazo spływają po wzniesionym ramieniu niczym łzy.
-Proszę. - Tylko tyle potrafi wykrztusić.-Proszę...
Kiedy miecz, połyskując, przecina powietrze, ciało i kość, o n a nawet nie drgnie.
Ciało z głuchym łoskotem upada na podłogę, głowa toczy się i zatrzymuje parę metrów dalej. Srebrna krew rozlewa się po posadzce, tworząc lustrzaną kałużę. Upuszcza topniejący miecz, a gdy ten z brzdękiem ląduje na kamieniach, osuwa się na kolana i kryje twarz w dłoniach. Korona ze stukotem turla się po podłodze, przetacza przez plamę krwi i zatrzymuje u stóp księcia, jej zaostrzone umazane posoką końce lśnią srebrzyście."
Tylko o to cały czas chodziło. O zazdrość. Rywalizację. O to, żeby cień pokonał płomień.
Wyzwania:
+ 52 Książki
+ 3,4 cm (Przeczytam Tyle Ile Mam Wzrostu)
Ocena:
Ahh i co ja mam z nią zrobić? Za te emocje, które wracają, jak tylko pomyślę o zakończeniu, wybaczam to na co narzekałam:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)