środa, 19 sierpnia 2015

Bo słowa dodają skrzydeł nawet tym pozbawionym całej nadziei (Zakon Mimów - Samantha Shannon)


Piękna okładka, tajemniczy tytuł i dobrze znane imię autorki - to  wystarczyło, abym rzuciła wszystko dla tej książki. Książki, która wśród 500 stron skrywa nie jedną tajemnicę i nie jedną mrożącą krew w żyłach historię. 

Po raczej niezbyt zadowalającej ucieczce z koloni karnej Szeol I przyszedł czas, aby dobrze przez nas znani bohaterowie, stawili czoło Sajonowi oraz społeczeństwu wykreowanemu przez samych siebie. Wydawać by się mogło, że skoro Paige udało się wydostać z kolonii, wszystko wróci do "normalności" jednak wraz z przekroczeniem granicy Londynu, stała się ona najbardziej poszukiwaną osobą przez Sajon i tym, co się za nim kryje. Chyba nikt nie może myśleć o powrocie do dawnego życia wiedząc o mrocznych siłach i udając, że miesiące spędzone w Szeolu były tylko snem. Polowanie na śniącego wędrowca, dopiero się rozpoczyna...

Teraz kiedy wiedza o kolonii karnej wydostała się poza jej granice, może stać się jedną z większych broni w rękach jasnowidzów. Jednak w obliczu nie jednej zdrady, tajemniczych morderstw i zniknięć mała grupa z Paige na czele nie będzie w stanie nic zdziałać. Jednak czy można liczyć na pomoc tej garstki Refaitów, którzy pomogli w ucieczce z Szeolu? Czy to wystarczy, aby hermetyczne społeczeństwo jasnowidzów i ich przywódców przyjęło do wiadomości takie fakty? 

Być może najpierw trzeba będzie stawić czoło samemu sobie i własnym przyjaciołom, a dopiero później srogiemu prawu i polityce. Jednak czy to w ogóle ma szansę na powodzenie? Czy kiedy wszystkie oczy są skierowane na Paige, będzie ona w stanie przejść niezauważona po raz kolejny? Ile osób tym razem zginie i czy ich śmierć doprowadzi do jakichkolwiek zmian?

Lubimy myśleć, że jesteśmy odważni, ale przecież jesteśmy tylko ludźmi.

Otwierając Zakon Mimów po raz kolejny wkraczamy do świata wykreowanego przez Samanthę Shannon. I tym razem nie brak w nim dopracowanych szczegółów i detali, które zachwycają czytelnika. Jednak w przeciwieństwie do Czasu Żniw, czytając tę część, ciągle nasuwała mi się myśl, że za następnym tomem muszę czekać rok. Jednak nawet to nie było wstanie sprawić, że od tej książki można było się łatwo oderwać. 

Sprawcą tego jest niezwykłe pióro autorki. Shannon stworzyła własny świat i własne pojęcia. Zastanawiałam się czy stawiając sobie tak wysoką poprzeczkę już w pierwszym tomie, uda się jej utrzymać poziom do zaplanowanej 7 części, jednak teraz kiedy skończyłam Zakon mogę powiedzieć tylko tyle, że Samantha się rozwija i nie ogranicza. Po tej części otworzyła sobie ogromne pole do popisu i mam nadzieję, że kolejne tomy nadal będą tak zachwycać i zaskakiwać. Widać że wraz z czasem i autorka i historia dojrzewa, dlatego nie mogę się doczekać finału, skoro pierwsze części tak bardzo nie pozwalają o sobie zapomnieć. 

Bohaterowie nie są tylko papierowymi postaciami. Oni żyją, co nie jest takim łatwym do osiągnięcia celem. Potrafią okazywać emocje i nie różnią się niczym od ludzi, których spotykamy w normalnym świecie. Autorka w swoje postacie tchnęła przeróżne emocje, które niesamowicie oddziaływają na czytelnika. Piękne jest to, że wykreowane przez nią "potwory" potrafią śmiać się i płakać. Potrafią współczuć, żyć i umierać. Shannon nie ogranicza się tylko do pierwszego planu. Tutaj poboczne postacie mają wpływ na fabułę. Szare myszki przebiegające gdzieś w tle są ważne i wcale nie tak bardzo niezauważalne. 

Lekki styl i perfekcjonizm pod każdym względem. Zaskakująca historia i akcja utrzymana przez cały czas, chociaż trochę wolniejsza niż w pierwszej części. Bohaterowie wzbudzający sympatię i emanujący niejednymi emocjami i uczuciami tak bardzo ludzkimi, oraz Paige i Naczelnik. Bohaterowie których pokochałam całym sercem, sprawiają, że w niejednych oczach Samantha Shanonon jest cudotwórczynią. The Bone Season ma niepowtarzalny głos, który słyszy coraz więcej czytelników. 

Jeżeli myślicie, że wiecie, co autorka dla was przygotowała, to się myślicie. Geniusz tej książki nie raz was zaskoczy. 

Słowa dodają skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i pozbawionym całej nadziei.

Ocena:
10/10

Wyzwania: 
+ 52 książki 
+ 4,3 cm (Przeczytam Tyle Ile Mam Wzrostu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia