wtorek, 8 marca 2016

Liczy się to kim się staliśmy a nie to, kim się urodziliśmy (Szklany Miecz - Victoria Aveyard)


Uciekam, odkąd pamiętam. Uciekałam jeszcze w Palach, na długo zanim to wszystko się zaczęło. Unikałam rodziny, swojego losu, wszystkiego, czego nie chciałam czuć. I dalej to robię, wciąż biegnę przed siebie. Wymykam się tym, którzy chcą mnie zabić - i tym, którzy chcą mnie pokochać.

Wystarczy jedna kropla, by wzniecić bunt. Wystarczy jedno słowo, by zasiać w mojej głowie ogromny mętlik. Czerwona Królowa niezaprzeczalnie porwała mnie już po kilku stronach. Jej potencjał przełamał moją niechęć do tego gatunku, po który nie sięgam z prostego względu: wszystko już było. Nie wiem czy da się stworzyć jeszcze coś nowego, niezaprzeczalnie można jednak wykorzystać znane schematy, aby stworzyć coś całkiem innego. Coś, czego udało się dokonać Victorii Aveyard tworząc brutalny świat, podzielony dwiema barwami krwi, od których zależy ludzkie być, albo nie być. 

Po ostatnich stronach pierwszego tomu, gdzie pojawiło się wiele tajemnic. Po momencie zdrady i wielkiego zaskoczenia, Szklany Miecz rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu gdzie zakończyła się Czerwona Królowa. Jednak nie jest już to ta sama historia. Od pierwszej strony bohaterowie ulegają przemianie i nieodwracalnie stają się kimś, kim nigdy nie chcieli być. 

Dobrze nam znany świat z pałacu, autorka zastępuje surowym światem wojny, przelanej krwi i walki nie tylko z wrogiem, ale być może przede wszystkim walki z czasem. Mare mając listę osób podobnych do niej samej, chce je odnaleźć, zanim zrobi to Maven. Oboje zdają sobie sprawę, że Nowi to siła, jakiej jeszcze nie było, moc która niesie ze sobą szansę na zwycięstwo. Jednak komu w tym wszystkim można wierzyć, skoro nie jesteśmy pewni nawet tego, kim sami jesteśmy? Mare stara się zaufać osobom jej bliskim, nie może jednak zaufać własnemu sercu. Próbuje zrozumieć kim jest i kim chciałaby być. 



Niezaprzeczalnie znajdą się zwolennicy jak i krytycy kontynuacji historii Mare Barrow. Po obiecującym debiucie, który pozostawił moje serce w rozsypce, który udowodnił, że dobro nie zawsze wygrywa, przyszedł czas na nutę goryczy i rozczarowania. Pierwsze strony a nawet ich setki nie pozwalały mi wczuć się w tę historię. Nie mogłam odnaleźć wśród nich bohaterów, których tak dobrze znałam z pierwszego tomu. Miejscami podobieństwo do innych książek, a w szczególności do Igrzysk Śmierci było tak wielkie, że dopiero po drugim podejściu do kontynuacji stworzonej przez Victorię Aveyard mogłam szczerze przyznać, że odnalazłam nić porozumienia z tą książką. 

Nie oczekiwałam niczego po kontynuacji. Byłam przygotowana na porażkę, nie spodziewałam się jednak, że historia pójdzie w takim kierunku. Kierunku do którego zmierzają wszystkie powieści ze światem podzielonych na tych co mają władzę i tych którzy się jej sprzeciwiają. 

Mare, która w Czerwonej Królowej była dla mnie tylko narratorką, tym razem dawała bardzo emocjonalne spojrzenie na świat, przez co nie możemy dostrzec więcej, niżbyśmy tego chcieli. Miejscami irytująca, czasem dziecinna i zdecydowanie zbyt dumna nastolatka nie była jednak w stanie zabić tego, co w tej historii najlepsze. 

Powiedziałem ci kiedyś, że każdy może zdradzić każdego. Wiem, że pamiętasz moje słowa. I dzisiaj znów to powtórzę: wszyscy i  w s z y s t k o  może nas zdradzić. Nawet nasze własne serce. 

Każdy może zdradzić każdego także i tym razem. Znając pierwszy tom, podejrzliwie podchodziłam do każdej postaci, które są zdecydowanie mocną stroną pióra Aveyard. Poza znanym nam książęcym braciom i Mare, mamy okazję poznać nowych bohaterów i nowe moce. Możemy znaleźć swoich ulubieńców, aby w którymś momencie przekonać się, że autorka lubi kruszyć serca czytelników zabierając tych, którym wreszcie zaufaliśmy. Po raz kolejny element zaskoczenia jest zbyt mocny, aby można było go przewidzieć. Świetnie skonstruowane intrygi i bohaterowie, szczególnie ci drugoplanowi i epizodyczni, którzy odgrywają ogromną rolę, wtedy kiedy znane nam postacie są zbyt zajęte samymi sobą. 

Jeżeli kiedykolwiek zwątpiłam za co pokochałam Czerwoną Królową, teraz miałam możliwość to sobie przypomnieć. Niesamowite emocje, ból i złość. Załamanie nerwowe i utrata cierpliwości. Chwile tak bardzo urocze, których mała ilość nadawała wszystkiemu niezastąpiony klimat i dziecinna naiwność, że wszystko jeszcze skończy się inaczej. Szklany Miecz budzi te same uczucia i po raz kolejny zostawia nas z zakończeniem, po którym jakikolwiek czas oczekiwania na kontynuację wydaje się zbyt długi. 

Jednak z jednej strony niesamowity klimat został zakłócony. Problemy z początku książki przewinęły się u mnie jeszcze pod koniec, dlatego nie mogę jednoznacznie ocenić tej pozycji. Sentyment do bohaterów z pierwszej części, których tak bardzo zabrakło mi w kontynuacji; bohaterowie, których trudno rozpoznać po przemianie w ich dorosłe kopie i niesmak, który pozostał przez skojarzenia z innymi książkami odebrał magię tej powieści, jednak mimo wszystko sięgnę po kolejny tom. Może Szklany Miecz to tylko specjalny przestój w akcji, aby wydarzyło się coś niesamowitego? Niestety w tej części nie dzieje się praktycznie nic z kilkoma mocnymi wyjątkami. Brakuje jej wyważenia przez co nie jest to dla mnie kontynuacja trzymająca poziom Czerwonej Królowej. Liczę jednak, że sam koniec tej historii nie skończy się z fiaskiem. 

Przeczytam kolejny tom i po raz kolejny będę sobie wmawiać, że nie dam się nabrać na sztuczki autorki. Będę sobie powtarzać, że jestem gotowa na zakończenie i cokolwiek się w nim nie wydarzy, przecież wiem, że autorka lubi zaskakiwać, a koniec końców nie będę w stanie przewidzieć co tym razem przygotowała. Może jednak nie wszystkie historie kończą się jak w bajce, a historia Mare będzie tego przykładem? 

Jeśli spodobała Wam się Czerwona Królowa sięgnijcie po drugi tom ale bez większych oczekiwań. Dajcie się zaskoczyć, przywiążcie się do nowych bohaterów i po raz kolejny dajcie szansę autorce zniszczyć wasze uczucia i zmiażdżyć wasze serce, a cierpliwość wystawić na nieziemską próbę. Dla niektórych postaci naprawdę warto te wszystkie wady przecierpieć, chociaż mimo wszystko ubolewam, że historia poszła w tak banalnym kierunku...

Ocena:
7/10 i to tylko ze względu na Mavena i sentyment do poprzedniego tomu

PS. Tak mój ulubiony bohater zginął, dlatego jestem nieziemsko zła. Do tego dodam, że nadal jestem team Maven co już w ogóle przelewa czarę goryczy ;) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia