środa, 27 maja 2015

Maybe Someday - Colleen Hoover


W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest dowodem na to. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby "może kiedyś" zamieniło się we "właśnie teraz".

Może kiedyś, a może nigdy. Czy komukolwiek i kiedykolwiek uda się oddać w kilku słowach to, jak wyjątkową historię stworzyła Colleen Hoover? Czy z tych kilkudziesięciu liter, z których składa się alfabet, da się stworzyć słowa, które będzą w stanie opisać to, co czułam podczas czytania tej książki? Może kiedyś...

Znacie to uczucie, kiedy jeszcze przed wydaniem jakiejś książki wiecie, że będzie ona czymś niesamowitym i na pewno się wam spodoba? Tak miałam w przypadku tej historii. Jestem ogromną fanką Hoover, jednak to co wywołało we mnie Hopeless w żadnym stopniu nie równa się tej książce. Ogrom emocji, to dopiero początek. Tak jak w przypadku historii Sky zabrakło mi wyważenia, tak w przypadku Maybe Someday wpadłam do świata Sydney od pierwszej strony. Niestety podróż po jej świecie trwała tylko 3 godziny. Na tylko tyle byłam w stanie odwlec czytanie tej pozycji i uwierzcie mi, że nie zauważyłam, kiedy odwróciłam kartkę i dalej już nic nie było. To był chyba najgorszy moment w historii kiedy kończy się książka. Rozpacz, żal i smutek, że podróż z tymi bohaterami trwała zdecydowanie za krótko. 

Chyba nic nie jest w stanie lepiej opisać tej powieści niż słowa które płyną z jej wnętrza. Słowa które wypłynęły z serca Hoover, to co wypowiedziała bohaterka jej książki, to jedyne i słuszne słowa, jakie nadają się, aby nimi opisać tę książkę. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. 



Można się zastanawiać, dlaczego ta książka potrafi odmienić spojrzenie na świat, jednak jej bohaterowie pokazują co tak naprawdę powinno się liczyć. Kiedy zaczyna się nasza przygoda z tą historią poznajemy Sydney, której 22 urodziny okazują się początkiem jednej wielkiej katastrofy. Nieszczęścia chodzą parami a czasami nawet stadami, dlatego jednego dnia, można stracić nie tylko pracę i mieszkanie ale także i osoby którym bezgranicznie się ufało. Można pomyśleć, że to dość przereklamowane jak na historię, która wywołała tak wielkie zamieszanie, ale jeśli tak myślicie, to jesteście w błędzie. 

Dwie osoby, stabilne związki. Wydawać by się mogło że nic im więcej do szczęścia nie potrzeba, jednak co się stanie, kiedy dwójkę młodych ludzi łączy wspólna pasja? Czy może okazać się prawdą, że wspólna miłość do muzyki może przerodzić się w miłość do drugiej osoby? 

Ridge i Sydney. Historia jak z Romea i Julii. Dwoje młodych ludzi poznających się na balkonach. Jednak zamiast wierszy mamy kartkę z numerem telefonu i historię bardziej emocjonalną i wciągającą niż największy klasyk Szekspira. Może to brzmi bardzo ckliwie i zapowiada się na romans mlekiem i miodem płynący, jednak tego oczekiwać po tej książce nie ma co. 

Hoover stożyła coś wyjątkowego i wrażliwego. Postacie nie są kolejnymi idealnymi kukiełkami w dłoniach autora. Poznajemy osoby, które potrafią liczyć się z tym co najważniejsze dla innych, a nie tylko dla nich. Nie sposób nie podziwiać Maggie. Dziewczyny, która pogodziła się z tym ile dało jej życie. Ona udowadnia, że w każdej sytuacji można być szczęśliwym i kochanym. Zawsze można wykorzystać życie tak aby się z niego cieszyć, nie zamykając się na innych i zarażając swoim optymizmem nawet wrogów. To się nazywa dojrzałość, za którą podziwiam tę bohaterkę. 

Jej przeciwieństwem jest Warren, postać która odsłania ciemne chmury wiszące nad bohaterami. Nie wiem czy da się go nie lubić. Jego zamiłowanie do robienia kawałów jest po prostu zaraźliwe, przez co przy tej książce można się także pośmiać. Tym bardziej, że inni nie pozostają mu dłużni. Niektóre pomysły były naprawdę epickie. 

Jednak chyba nie sposób ominąć najjaśniejszego punktu tej historii. Mam tutaj na myśli oczywiście Ridga. Nie mogę być obiektywna, ale chłopak który gra na gitarze podwójnie skradł mi serce. W końcu muzyka dla mnie jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Czekałam na dobrą książkę z motywem muzycznym, jednak nie spodziewałam się, że Hoover da mi coś więcej. Coś tak niesamowicie wyjątkowego. Książkę, która jest muzyką wręcz przesiąknięta. Dla osoby, która sama gra na gitarze, opisy jak słyszy ją Ridge były chyba najbardziej wzruszającymi momentami tej powieści. To udowadnia, że najlepiej słyszy się sercem. Ale Ridge udowadnia także, że można kochać dwie osoby na raz. 

Sydney jako główna bohaterka ale także i nasze oczy na tę historię otwiera przed nami książkę w której nie brak dialogu. Bohaterowie w tej książce bardzo dużo rozmawiają, nie ukrywają tego co myślą i mówią śmiało o swoich uczuciach. Nie jest to często spotykane, dlatego spośród nieśmiałych głównych bohaterów Sydney pozytywnie się wyróżnia. 

Najbardziej co mnie poruszyło w tej książce to słowa w każdej postaci: sms'y, rozmowy, listy, gesty a przede wszystkim piosenki. Jednak jeden gest, jeden ruch dłonią pod koniec książki sprawił, że oddałam jej moje serce. Niektóre gesty znaczą więcej niż wypowiedziane całe zdania. 

Ta książka sprawiła, że kiedy ją skończyłam, leżałam z zamkniętymi oczami w absolutnej ciszy i chciałam chociaż na chwilę poczuć się jak główny bohater. Aby chociaż w małym stopniu zrozumieć to, jak wyglądał jego świat. 

Po tej historii chylę czoła Hoover ponieważ stworzyła coś nadzwyczajnego. Niby historia jakich nie brakuje, ale jednak coś wyjątkowego. Powieść bardziej dojrzałą niż Hopeless, dlatego jeśli po tej pierwszej pozycji nie przekonaliście się do tej autorki dajcie szansę Maybe Someday. Najpiękniejsza książka z motywem muzycznym, ale także lekka i pouczająca lektura. Zwykła historia i niezwykli bohaterowie, wszystko to tworzy swego rodzaju piosenkę, którą najlepiej słyszy się sercem a nie uszami. 
Hej serce. Słyszysz mnie? Wypowiadam ci wojnę.
Wyzwania:
+ 52 Książki
+ 2.7 cm (Przeczytam Tyle Ile Mam Wzrostu)
Ocena:
10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia