Wydaje mi się, że nikt nie wie na pewno, czego szuka, dopóki tego nie znajdzie.
Zazwyczaj jest tak, że po książce
spodziewamy się zbyt wiele, przez co czujemy się rozczarowani. Ostatnio
przekonałam się jednak, że można książce
postawić zbyt niską poprzeczkę, spodziewając się najgorszego. Można nie
oczekiwać niczego dobrego i w zamian dostać jedną z piękniejszych historii. W skrócie, można zostać pozytywnie
zaskoczonym.
O Rywalkach od samego początku pojawiały się skrajne opinie. Kiedy na świat wyszła wieść o 4 tomie, zawrzało,
ponieważ część (w tym ja) uważała, że z
na siłę przedłużanej historii nie wyniknie z nic dobrego, tylko pozostałe części stracą w oczach czytelników. Kiedy wreszcie
książka trafiła do księgarni, rozpętało się małe piekło. Dosłownie.
I na autorkę i na książkę
posypała się masa hejtów i skrajnie negatywnych recenzji. Nie wiem czy do tego
czasu przeczytałam coś pozytywnego na temat Następczyni,
ale nie przypominam sobie. Mam jednak wrażenie, że ja w ręce dostałam całkiem inną książkę. Niby tytuł ten sam, ale o
czym wszyscy krzyczą? Czytaliśmy
naprawdę to samo?
Muszę przyznać, że jestem dumna ze swojego uporu, że mimo
wszystko sięgnęłam po tę książkę. Raz oberwałam za to, że gdy koleżanka
rzucała w tę książkę same negatywne komentarze, opowiadała mi masę wad, ja mimo
wszystko powiedziałam jej Okay, ale ja i
tak to przeczytam. Muszę przekonać się na własnej skórze. Po prostu nie uwierzyłam, że ta książka może być aż
takim dnem. Przez co całe szczęście nie było nic ciężkiego pod ręką, bo za
tę chęć przeczytania, szła bym na zakończenie z podbitym okiem.
Wszyscy z radością wspominają
romantyczną historię Ami i Maxona sprzed 20 lat. Jednak od tych dni minęło
sporo czasu i nieuchronnie zbliża się czas, kiedy na tronie zasiądzie, po raz
pierwszy w historii kobieta. Wystarczyło
7 min aby zostać następcą tronu, bo o tyle Eadlyn jest starsza od swojego
brata bliźniaka, Ahrena.
Spodziewałam się, że Eadlyn
zajdzie mi za skórę tak, że będę miała ochotę wyrzucić książkę przez okno.
Jednak kiedy sobie przypomnę Americę w Elicie, to Eadlyn przestaje być taką jędzą jaką ją wszyscy malują. Ma humorki,
ma przerost dumy nad treścią, ale temperament także, tylko ukazuje go inaczej
niż matka. Wychowywała się w pałacu, więc wiadomo, że nie będzie zachowała się
tak jak jej rodzice kiedy byli nastolatkami. Będąc pod taką presją, sama bym na
wszystkich warczała. Zbudowała wokół siebie mur, więc Eliminacje stają się dla niej jedną wielką tragedią, przez co czego się nie dotknie, kończy to porażką.
Kogoś to przypomina? Może rudzielca, który uważał że się nie zakocha tylko 20
lat wcześniej?
Pokochałam momenty Eadlyn z
rodzeństwem. Ahren to brat jakiego chciałabym mieć. Kochany starszy brat (w tym
przypadku młodszy). Kaden to urodzony władca, aż szkoda że się zmarnuje a
Osten, mały psotnik który był ognikiem, po którym można było się wszystkiego
spodziewać. Mam nadzieję, że w ostatniej części Cass wykorzysta tę postać, bo
rodzeństwa był zdecydowanie za mało.
Jeśli chodzi o inne postacie,
trzeba wziąć pod uwagę, że naszymi
oczami w pałacu jest Eadlyn, dla której przyjaciele Ami nie mają większego
znaczenia, dlatego nie dowiemy się co słychać u innych kandydatek, czego większość
się chyba spodziewała. Marlee wydawała mi się całkiem inną postacią, tu się
zgodzę, że już nie jest tą osoba co w poprzednich tomach, jeśli jednak chodzi o Maxona, nadal pozostaje tym uroczym chłopakiem
jakiego zawsze widziała Ami. Nic dziwnego że Eadlyn zwraca się do niego
tato, lub (trzy razy) tatusiu. Okay to drugie jest dziecinne, ale nie będzie do
własnego ojca mówiła, wasza wysokość.
Dwadzieścia lat rządów,
rozpoczętych w młodym wieku i zniesienie klas, które mimo wszystko zostały
odciśnięte w sercu poddanych sprawiają, że kłopotów nie brakuje, dlatego Eliminacje to zasłona dymna na króla.
Nic więc dziwnego, przynajmniej dla mnie że jest zmęczony tym wszystkim. Nie
sprawia to jednak, że jest starym dziadkiem. Dzieciaki, w szczególności 10 letni
Osten go odmładzają.
Jeśli o kandydatów, jest ich 35
więc nie można się spodziewać, że zaraz dostaniemy szczegółowy opis każdego z
nich. Eadlyn jest przedstawiona, jako
osoba, która za wszelką cenę nie chce się z tymi osobami zżyć, dlatego nie spędza z nimi za dużo czasu, przez co
nie możemy poznać ich bliżej. Chciałabym aby to na nich Cass skupiła się w
kolejnym tomie, jeśli oczywiście jakiś kandydat zostanie. Trudno ich ocenić,
jednak jakieś tam charaktery się wyłaniają. Niektórzy są pewni siebie, niektórzy
chamscy inni potrafią się rozpłakać, co było bardzo dziwne, lecz jednak jest
grupa chłopaków, która przykuła mój wzrok i nie mam tu na myśli Kila, którego
mi żal, że daje się tak wykorzystywać, ale Hale, Fox czy Henri to postacie
które jakoś poznajemy bliżej. Może jeśli Eadlyn wykaże jakieś zaangażowanie to
i więcej dowiemy się o kandydatach. Podoba mi się to, że w książce pojawił się
chłopak mówiący po Fińsku, bo dzięki niemu mamy tu Erika, który jest chyba moją
ulubioną postacią. Nie wiem, ale kojarzy mi się z Maxonem i Aspenem
jednocześnie. W każdym razie szkoda, że jest tylko tłumaczem a nie kandydatem
;)
Nie odczułam, że Kiera schrzaniła
wszystko czego się zabrała. Podziwiam ją, że zabrała się za pisanie
kontynuacji, gdzie wiadomo, że zazwyczaj kończy się to źle, jednak Następczyni to swojego rodzaju
Diabelskie Maszyny przy Darach Anioła. Ta
sama podstawa, ten sam świat ale inna historia!
Następczyni obudziła we mnie te same uczucia co Rywalki i przede wszystkim świetnie się
przy niej bawiłam. To nadal ta sama
Cass, ten sam lekki, niezbyt wyszukany język co wcześniej, tylko historia inna, którą trzeba oddzielić od
poprzednich tomów. Niektórym się
podoba, niektórym nie, tak samo jak i pozostałe tomy, jednak spoglądając na
mój przykład, warto mimo wszystko
przekonać się o niej na własnej skórze. Myślę że warto zaryzykować, bo może
ktoś jeszcze trafi na egzemplarz taki jak ja?
Jestem sentymentalna, dlatego na
pewno przez to zawyżam tę książkę, ale ta historia jest inna od wszystkich
jakie czytałam. Tego świata nie da się
przyrównać do żadnego innego, jak to często w młodzieżówkach się kończy.
Uwielbiam tę serię mimo, że baśni o księżniczkach nienawidziłam. Jest to jedyna
książka poza Harrym Potterem, do której potrafię powrócić i nadal będę to
robić. Bo czytanie mimo wszystkich wad i
niedopracowań jest źródłem śmiechu, łez i kilku godzin dobrze spędzonego czasu.
Są pewne rzeczy, których nie dowiesz się o sobie, dopóki nie wpuścisz kogoś w najgłębsze zakamarki serca.
Więc weźcie tę książkę, podejdźcie do niej z dystansem i niezbyt
wysokimi wymaganiami. Spodziewajcie się historii nie o Ami i Maxonie, a
może wam się spodoba. Jeśli nie to trudno, ale jeśli tak, to będzie to świetna
zabawa jak i w poprzednich tomach.
Proszę powiedzcie, że nie tylko
mi się ta książka spodobała, bo czuję się dziwnie osamotniona i przepraszam, że
ta recenzja jest taka długa ale chciałam wam pokazać moje rozumowanie tego co
się działo w książce ;)
Czas na dyskusję!
Jak myślicie z kim skończy Eadlyn, czy może jednak będzie sama? Na zagranicznych stronach spotykam się najczęściej z myślą, że Eadlyn będzie sama a królem zostanie Kaden. Niektórzy obstawiają Elitę, moje typy to: Kile, Fox, Hale, Henri. A co z Erikiem? To jest mój faworyt ;)
Wyzwania:
+ 52 Książki
+ 3 cm
(Przeczytam Tyle Ile Mam Wzrostu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)