Nie, to my zrobiliśmy z Blackheath takie miejsce. Doprowadziły nas do tego nasze własne decyzje. Jeżeli to ma być piekło, to sami je sobie stworzyliśmy.
Nie wiem czy tych tytułowych śmierci było siedem. Nie wiem czy było ich więcej, czy w ogóle była jakaś. Wiele po przeczytaniu tej książki nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć. Jednak to, co lektura książki Turtona pozostawiła po sobie, to ogromny zachwyt i poczucie, że to jest taka literatura, którą naprawdę chce się czytać. Trochę kryminał, ale nie do końca. Coś jakby powrót do historii, ale czy na pewno? Na dobrą sprawę nie wiemy kiedy, ani gdzie toczy się akcja tej powieści. To jest jedna wielka zagadka, nie jedyna dla historii, którą skrywa.
Chciałabym jednak móc o tej książce zapomnieć, obudzić się z czystą kartą, tak jak bohaterowie, aby móc chociaż raz jeszcze zachwycić się opowieścią stworzoną przez autora. Jeden raz to zdecydowanie za mało. Dlaczego? Bo mam wrażenie że umknęło mi o wiele za dużo.
Dziwna? Nietuzinkowa? A może po prostu boska i na swój sposób dzika? Takie określenia kojarzą mi się z tą książką. Kryminał? Owszem. Ale ta powieść to o wiele więcej.
Każdego dnia, bohater budzi się w innym ciele. Za każdym razem ma czas do 23 aby wyjaśnić zagadkę śmierci Evelyn. Gdy tego nie zrobi, dzień zacznie się od nowa, w innej postaci. Ale ich ilość jest ograniczona. Co się stanie, jeśli zagadka nie zostanie rozwiązana? Co jeśli rozwiązanie nie istnieje, albo istnieje więcej niż jeno? Komu można ufać, a komu nie?
Na pewno nie można ufać własnej intuicji. Przez blisko połowę lektury, nie wiedziałam o co tak dokładnie w tej historii chodzi. Do samego końca nie miałam pojęcia, do czego akcja prowadzi a już tym bardziej nie pomyślałabym jak to się zakończy. Na dobrą sprawę, zakończenie tutaj nie ma większego znaczenia. Przynajmniej dla mnie. Liczyło się wszystko to, co działo się na kartach powieści Turtona w międzyczasie, nawet te najdrobniejsze wydarzenia.
Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to mnóstwo postaci, każda ze swoją tajemnicą, ze swoim spojrzeniem i motywacją. Pełna różnorodność charakterów i powtórka z wydarzeń sprzed 19 lat.
Czym jest ta historia? To próba rozwiązania zagadki morderstwa, to mieszanka różnych dni, różnych opowieści i na pozór nic nieznaczący faktów. Jak w tym wszystkim autor się nie pogubił? Jak udało mu się to wszystko spiąć w jedną, logiczną całość?
Ta książka była emocjonująca nie tylko ze względu na rozwój akcji. Sam język, sposób poprowadzenia czytelnika przez autora sprawił, że jest to nietuzinkowa powieść. Historie Sebastiana, Anny, Aidena, Daniela, Golda, lady Hardcastle, Doktora Dżumy i wielu, wielu innych postaci pokazują, jak bardzo można pomylić się w ocenie drugiego człowieka i do jak wielu szkód może to doprowadzić.
Kto zginął? Dlaczego? Kogo można uratować? Kto chce być uratowany, a dla kogo nie ma żadnej nadziei? To jedne z setek pytań, które pojawiały się w mojej głowie podczas czytania. Na wiele z nich doczekałam się odpowiedzi. Jednak na wiele z nich, chciałabym usłyszeć czy też przeczytać coś więcej.
Czuję niedosyt, ponieważ książkę Stuarta Turtona mogłaby czytać zdecydowanie dłużej. Mam nadzieję, że nie przyjdzie czekać zbyt długo na coś nowego od tego pisarza. Ja zdecydowanie będę czekać.
Chciałabym jednak móc o tej książce zapomnieć, obudzić się z czystą kartą, tak jak bohaterowie, aby móc chociaż raz jeszcze zachwycić się opowieścią stworzoną przez autora. Jeden raz to zdecydowanie za mało. Dlaczego? Bo mam wrażenie że umknęło mi o wiele za dużo.
Dziwna? Nietuzinkowa? A może po prostu boska i na swój sposób dzika? Takie określenia kojarzą mi się z tą książką. Kryminał? Owszem. Ale ta powieść to o wiele więcej.
Każdego dnia, bohater budzi się w innym ciele. Za każdym razem ma czas do 23 aby wyjaśnić zagadkę śmierci Evelyn. Gdy tego nie zrobi, dzień zacznie się od nowa, w innej postaci. Ale ich ilość jest ograniczona. Co się stanie, jeśli zagadka nie zostanie rozwiązana? Co jeśli rozwiązanie nie istnieje, albo istnieje więcej niż jeno? Komu można ufać, a komu nie?
Na pewno nie można ufać własnej intuicji. Przez blisko połowę lektury, nie wiedziałam o co tak dokładnie w tej historii chodzi. Do samego końca nie miałam pojęcia, do czego akcja prowadzi a już tym bardziej nie pomyślałabym jak to się zakończy. Na dobrą sprawę, zakończenie tutaj nie ma większego znaczenia. Przynajmniej dla mnie. Liczyło się wszystko to, co działo się na kartach powieści Turtona w międzyczasie, nawet te najdrobniejsze wydarzenia.
Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to mnóstwo postaci, każda ze swoją tajemnicą, ze swoim spojrzeniem i motywacją. Pełna różnorodność charakterów i powtórka z wydarzeń sprzed 19 lat.
Czym jest ta historia? To próba rozwiązania zagadki morderstwa, to mieszanka różnych dni, różnych opowieści i na pozór nic nieznaczący faktów. Jak w tym wszystkim autor się nie pogubił? Jak udało mu się to wszystko spiąć w jedną, logiczną całość?
Ta książka była emocjonująca nie tylko ze względu na rozwój akcji. Sam język, sposób poprowadzenia czytelnika przez autora sprawił, że jest to nietuzinkowa powieść. Historie Sebastiana, Anny, Aidena, Daniela, Golda, lady Hardcastle, Doktora Dżumy i wielu, wielu innych postaci pokazują, jak bardzo można pomylić się w ocenie drugiego człowieka i do jak wielu szkód może to doprowadzić.
Kto zginął? Dlaczego? Kogo można uratować? Kto chce być uratowany, a dla kogo nie ma żadnej nadziei? To jedne z setek pytań, które pojawiały się w mojej głowie podczas czytania. Na wiele z nich doczekałam się odpowiedzi. Jednak na wiele z nich, chciałabym usłyszeć czy też przeczytać coś więcej.
Czuję niedosyt, ponieważ książkę Stuarta Turtona mogłaby czytać zdecydowanie dłużej. Mam nadzieję, że nie przyjdzie czekać zbyt długo na coś nowego od tego pisarza. Ja zdecydowanie będę czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)