niedziela, 13 sierpnia 2017

smoki, prześladowanie magów, czy to Merlin? Potter? nie, to Adrian // Zaklinacz ognia // Cinda Williams Chima // przedpremierowo


PREMIERA 17 SIERPNIA

O złych książkach mówi się najłatwiej (przynajmniej mi w takim przypadku najprościej dobrać słowa). O tych rewelacyjnych mówi się z kolei z przyjemnością i nawet nie zauważa się, kiedy to nas całkowicie pochłania. Co więc z tymi nudnymi pozycjami? Takimi co na samą myśl nie jest się w stanie powstrzymać ziewnięcia? Mam nadzieję, że i ja Was nie zanudzę dzisiejszym monologiem. Dobrze chociaż, że samej książki pod tym względem nie sposób pokonać. 

Cinda Williams Chima - to nazwisko do niedawna nie mówiło mi kompletnie nic. Jednak muszę przyznać, że autorka potrafi zaciekawić czytelnika już po pierwszych stronach. To właśnie początek tej książki zadecydował, że po nią sięgnęłam. Szkoda tylko, że kolejne strony nie spełniły moich oczekiwań, a sama historia nie była tak magiczna jak myślałam. Ale po kolei. 


Adrian zmuszony jest dorosnąć szybciej, niżby chciał. Kiedy traci ojca i musi uciekać do szkoły magów, grozi niebezpieczeństwo nie tylko jemu, ale i jego rodzinie, a przede wszystkim królestwu, którego jest częścią. Przychodzi mu stawić czoło nie jednemu niebezpieczeństwu. A tak przynajmniej się  na początku wydaje. 

Naprawdę nie wiem, co mogłabym na temat tej postaci powiedzieć. Mogłabym przytoczyć suche fakty, ale nic więcej. Ten bohater (i każdy inny) nie wzbudził we mnie żadnych, ale to kompletnie żadnych emocji. Naprawdę dawno nic nie pozostało mi obojętne jak postacie powołane do życia w tej książce. Tu nawet nie chodzi o to, że są "papierowi" oni są mętni i co gorsza, w żaden sposób nieoryginalni. Nie wyszli poza schematy, dlatego zaledwie kilka dni po lekturze, wszyscy zlewają się w jedno, w mojej pamięci. 

Zaklinacz Ognia bardzo przypominał mi Królową Tearlingu, świat jaki tam poznałam, bohaterów którym towarzyszyłam i wydarzenia jakie się tam toczyły. Dodałabym do tego domieszkę przygód Merlina i otrzymałabym historię Adriana. 

Niesprawiedliwe byłoby z mojej strony skreślenie tej książki, ze względu na to, że sięga po ten "klasyczny" kanon fantastyki, przez co jest nieoryginalna, ze względu na obecny wysyp powieści o tej tematyce. Jednak Cinda Williams Chima na tle tego wszystkiego pozostaje nijaka jak swoi bohaterowie. Schematy nie zawsze są złe, bo potrafią wyróżnić się chociażby sposobem ich opowiedzenia. Autor może zaczarować czytelnika tak nietuzinkowymi rozwiązaniami, że nie zwraca się na nie uwagi. Jednak nie tutaj. Zaklinacz Ognia to zarówno schemat jak i "chodzący" stereotyp. 




Kiedy skończyłam tę książkę, dowiedziałam się, że w jakiś sposób nawiązuje ona do poprzedniej serii autorki, która ku mojemu zdziwieniu, pozostawiła zachwyt wśród wielu czytelników. Jednak nawet i oni czują się zawiedzeni. Żałuję tego tym bardziej, że pierwsze rozdziały dają nadzieję na ciekawą historię, która może rozbudzić miłość właśnie ze względu na te podobieństwa do Tearlingu czy Merlina. Niektórzy bohaterowie jacy pojawiają się na kartach Zaklinacza mogliby zostać rozbudowani, autorka mogłaby przybliżyć ich historie i sprawić, że staną się nam bliżsi. Przy takiej ilości niedociągnięć, jest to tym bardziej niewykorzystany potencjał. Postacie które zostały jedynie wspomniane, bardziej zapadły mi w pamięć niż te, które prowadziły mnie przez całą historię. 

Co jest ciekawe? Akcja jest niezwykle równa. Poza troszeczkę większym natężeniem wydarzeń w końcówce, wszystko pozostawiało we mnie nieprzyjemne uczucie, jakbym czytała pozbawione emocji kroniki życia bohaterów. Kiedy dodam do tego wątek miłosny, który dosłownie "spadł jak grom z jasnego nieba" - nie miał kompletnego sensu i jeszcze pozbawiony był jakiejkolwiek namiętności - mam dość. 

Tę książkę po jakiś 100 stronach czytało mi się po prostu nieprzyjemnie. Myślałam, że to będzie ciekawa dziecięca historia, jak za "starych dobrych czasów" (czyt. dzieciństwa), jednak autorce i to się nie udało. Historia jest jak dla dzieci, ale niektóre teksty bohaterów czy raczej ich myśli, język i wydarzenia zdecydowanie do tego nie pasują. Nie jest to ani książka którą mogłabym docenić jako coś dla młodszych czytelników, ani tym bardziej młodzieży, bo jest to po ludzku dla mnie nudne. Nie ma innego słowa, którym byłabym w stanie opisać tę książkę. Z ciekawości jednak, chciałabym poznać poprzednią serię autorki i zobaczyć dlaczego aż tyle osób pisało mi, że jest ona wyjątkowa i porywająca. Może kiedyś mi się to uda.

*za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Otwartemu

PS. Dlaczego ten motyw smoków jest tak zmarnowany? :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia