sobota, 26 września 2015

Houston, chyba mamy problem... (Marsjanin - Andy Weir)


Zastanawialiście się kiedyś nad książkami o samotności? Temat oklepany i wszystkim dobrze znany. Jeśli jednak pomyślimy, to chyba nic nie może się w tym temacie równać z Marsjaninem, no bo co pobije bycie samym na Marsie? Jednak samotność to nie główny temat tej książki. W niej można znaleźć dosłownie wszystko, a przede wszystkim od głównego bohatera można się wiele nauczyć. 

Kosmos był i jest ciekawym kąskiem dla pisarzy jednak stworzenie historii z tego gatunku, która zaintryguje nawet największych jego wrogów nie jest wcale takie proste. Aczkolwiek już teraz mogę powiedzieć, że Andy Weir sprawił, że akcja pozaziemska może dotyczyć czegoś jak najbardziej przyziemnego. 

Kiedy podczas akcji kosmicznej, załoga Aresa 3 stawia stopę na Czerwonej Planecie, wydawać by się mogło, że wszystko musi pójść dobrze. Jednak w kosmosie nic nie może być pewne i już 6 sola załogę spotyka silna burza piaskowa, która przerwa misję. Niejedno szkolenie przygotowuje astronautów na okoliczność szybkiej ewakuacji, jednak kiedy Mark zostaje ranny a jego sprzęt pokazuje spadek czynności życiowych, aby przeżyć, kapitan musi podjąć niełatwą decyzję. Ryzykować życie 5 osób aby szukać być może tylko ciała, czy odlecieć, zanim będzie za późno. 

Komisarz Lewis nie ryzykuje, dlatego gdy Watney odzyskuje przytomność jest dosłownie jedyną żyjącą istotą na całej planecie. Wydawać by się mogło, że jego los jest przesądzony, ale siła i wiara mogą dużo zdziałać, do czasu... Niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, nawet gdybyśmy pragnęli ich całym sobą.

Tytuł i opis być może bardzo banalny, jednak autor serwuje coś, czego nigdy się po tej książce nie spodziewałam. Pisana w formie dziennika historia to nie walka o przetrwanie jaką widać w niejednym tandetnym filmie si-fi. To walka człowieka, który mimo tragicznego położenia nie traci nadziei. Walka o coś, co jest praktycznie od samego początku niemożliwe do wykonania. Mark chce żyć, jednak jego działa nie są aktem desperacji. Każdy błąd może kosztować go życie a on jednak się nie poddaje. Nie załamuje się, do póki istnieje chociaż mały cień szansy, że nie wszystko jeszcze przepadło. 

Brak efektów specjalnych, fantastyki czy niespodziewanych cudów. Każdy popełniony błąd ma swoje konsekwencje. Życie na Marsie nie ma specjalnej taryfy ulgowej...

Mark podbił moje serce niesamowitą wiarą, nadzieją i humorem. On się nie poddaje z powodu byle czego. Jest zdany tylko i wyłącznie na siebie i chwyta się każdej możliwości. Czy my potrafimy tego dokonać? Czy potrafimy docenić otaczających nas ludzi? Ile bylibyśmy wstanie poświęcić dla innej osoby? Czy zaryzykowalibyśmy dosłownie wszystko, aby ratować przyjaciela? Te pytania nie dotyczą tylko Marka ale także i załogi. Satelity ciągle obserwują planety, dlatego gdy cały świat dowiaduje się, że nasz bohater nie zginął, być może będą w stanie zrobić cokolwiek. W końcu w obliczu takich sytuacji umiemy się łączyć, jednak czy nawet gdyby cała Ziemia zaczęła współpracować, ktokolwiek, jakakolwiek technika, determinacja i ciężka praca byłby w stanie zatrzymać czas, który tak nieubłaganie ucieka? W końcu kiedyś wszystkie zapasy na Marsie się skończą, a wtedy nie będzie już nic, co mogłoby dać jakąkolwiek nadzieję...

Andy Weir wykorzystał motyw wszystkim dobrze znany, aby stworzyć coś, czego jeszcze nie było. To nie jest książka której gatunek można łatwo sklasyfikować. Ta historia zmusza nas do myślenia i wymaga od nas, aby się zastanowić. Przy tym samym w niezwykły sposób wiąże czytelnika z bohaterami. Mimo że Mark jest sam na Marsie i nie możemy go poznać w innych okolicznościach budzi niesamowite uczucia, przez co nie można go nie polubić. To samo można powiedzieć o pozostałych członkach załogi. Uwierzcie że można się do nich przywiązać. Ta historia nie jest tylko na raz. 

O tej książce nie można zapomnieć. O niej nawet nie chce się zapomnieć. Nie po tylu emocjach, które towarzyszą przez cały czas. Od tej powieści nie można się oderwać, bo inaczej ma się wrażenie, że coś się przeoczy, jakby akcja trwała i nie zatrzymywała się wraz z zamknięciem książki. Razem z Markiem stawiamy czoło przeciwnościom, dlatego nie można się dziwić, że ta lektura po prostu porywa. Ona angażuje nas, aby towarzyszyć tej postaci. 

Mimo że to jest tylko fikcyjny bohater, podziwiam go i chciałabym mieć w sobie chociaż odrobinę jego wiary w to co robi i co może osiągnąć. 

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ta książka mnie wzruszyła i poruszyła do głębi. Końcówka na swój sposób złamała mi serce, chociaż wydawać by się mogło, że nie powinna. Czy coś więcej trzeba dodawać? Po prostu się zakochałam i już wiem co będę polecać każdej napotkanej osobie. 

Jeśli chcecie przeczytać naprawdę nieziemską książkę, musicie sięgnąć po Marsjanina
Czy można tego żałować? Wątpię, a jeśli komuś się to udało, to niech mnie spróbuje przekonać. 

PS. Ekranizacja wychodzi już w piątek! Najpierw książka a później film!

Ale tak na prawdę zrobili to dlatego, że każda istota ludzka ma podstawowy instynkt, który każe pomagać drugiej istocie ludzkiej znajdującej się w potrzebie. Czasem może się wydawać, że tak nie jest, ale to prawda.

Ocena:
10/10

Wyzwania: 
+ 52 Książki
+ 2.9 cm (Przeczytam Tyle Ile Mam Wzrostu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia