wtorek, 16 grudnia 2014

#12 W Śnieżną Noc - Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle ~Lily

via. tumblr
Święta święta i pewnie za chwilę po świętach, jednak atmosfera się dopiero rozkręca, tak więc dzisiaj tak klimatycznie recenzja W Śnieżną Noc. Zapewne spotkaliście się już z tą książką, a jeśli nie to przypomnę, że są to świąteczne opowiadania autorstwa Maureen Johnson, John'a Green'a i Lauren Myracle. Pewnie myślicie "a ta znów o Greenie" jednak mogę przysiąc, że jest to ostatnia recenzja książki tego autora na tym blogu (przynajmniej w tym roku ;) bo na razie została mi się tylko 19 razy Katherine, która jednak nie zachęca mnie do siebie.


Muszę przyznać, że długo czekałam na tą książkę. Pierwszy raz spotkałam się z nią bodajże we wrześniu i jak tylko ruszyła przedsprzedaż, zamówiłam sobie egzemplarz. Ze wszystkich książek Bukowego Lasu ta okładka urzekła mnie najbardziej. Oddaje klimat całej historii kryjącej się w jej wnętrzu.

Zanim przejdę do krótkiego opisu opowiadań, powiem coś do mnie nieprawdopodobnego. Moim ulubionym opowiadaniem w tej książce, opowiadaniem które całkowicie skradło moje serce nie jest opowiadaniem spod pióra Greena! Taki może mały szok, ale jest to w 100% prawda. Ten tytuł przypada Maureen Johnson, autorce pierwszego opowiadania o tytule Podróż Wigilijna. Jak to mówią korona jest tylko jedna i przypada właśnie tej historii.

Pewnie nie tylko mnie zastanawiało jak ta książka wygląda. Trzech autorów? Jak oni mogli to napisać? Jedna historia, czy kilka opowiadań? Tak więc odpowiem na te pytania, byście nie musieli się nad nimi dłużej zastanawiać. Książka składa się z trzech opowiadań, każde napisane przez innego autora. Jednak wszystkie historie łączą się ze sobą. Akcja dzieje się w tym samym czasie, w tej samej miejscowości, a bohaterowie przeplatają się przez wszystkie opowiadania.

Pierwsze opowiadanie jak już wspominałam Podróż Wigilijna rozpoczyna całą książkę. Główną bohaterką jest dziewczyna o zwariowanym imieniu Jubilatka, jednak uwierzcie mi jej rodzice są jeszcze bardziej zwariowani. Jak to w Stanach, panują tam dziwne zwyczaje (przynajmniej mnie już tam nic nie zdziwi). Jubilatka jest zmuszona przejechać połowę kraju do dziadków i to w Wigilię ponieważ jej rodzice trafili do więzienia i to uwaga przez miniaturowe domki wioski Flobie! (Nie mam pojęcia co to dokładnie jest, domyślam się, że coś w stylu wioski smerfów). Tak więc to nie koniec nieszczęścia w tym opowiadaniu, ale żeby zbyt wiele nie zdradzać powiem jeszcze tylko, że jej pociąg utknął w ogromnej śnieżycy, a nasza bohaterka trafia do Gracetown.

Drugie opowiadanie ma tytuł Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy godny tylko Greena. Już się do nich przyzwyczaiłam, a tym razem chodzi o... Cheerleaderki! Jak już trwa śnieżyca trójka naszych bohaterów o imionach po raz kolejny godnych mistrza: Tobin, JP i Diuk jadą ratować przyjaciela, który utknął z całą zgrają pomponów. I tutaj po raz kolejny w książce Greena znajdujemy osobę z innego kontynentu. Jak w Szukając Alaski był to Japończyk, tu mamy Koreańczyków. Jest to chyba najkrótsze opowiadanie w tej książce, jednak wciąga. W każdym opowiadaniu mamy wątek miłosny, który jednak nie przyćmiewa wszystkiego innego. Najbardziej w historii Green'a spodobało mi się słowo "Upośladek" którego używał jeden z bohaterów. Chyba trafi ono do mojego słowniczka, ponieważ niektórzy to naprawdę upośladki.

Ostatnie opowiadanie Święta Patronka Świnek było najbardziej irytującą historią jaką czytałam w tym roku. Chyba mnie bardziej denerwowało niż Szeptem. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogłam skończyć tej książki właśnie przez tą historię, a właściwie przez główną bohaterkę, Addie. Domyślam się, że taki właśnie miała mieć charakter ta bohaterka, ale przysięgam trafiał mnie już po prostu szlag. Ciągle wszystko musiało się kręcić wokół niej. Była miejscami po prostu głupia. Najpierw sama narozrabiała, później na siłę wmówiła wszystkim, że to jej wina, a później się nad sobą użalała. No kompletnie nie mój klimat. Wiadomo, że musiał zdarzyć się Bożonarodzeniowy Cud, który jak najbardziej przydał się tej bohaterce, ale naprawdę to opowiadanie było dla mnie po prostu nudne. Jak już się trochę wciągnęłam to już był koniec, więc niestety ale uważam, że  jest to najsłabsze ogniwo tej książki.

Jednak oceniając książkę jako całość, jest jedną z dość nielicznych typowo świątecznych książek. Kogoś może przerazić, że są to historie o miłości, jednak naprawdę warto to przeczytać, bo graniczy z cudem się przy niej nie pośmiać czy uśmiechnąć. Czytanie tej książki było przyjemnością (Pominę ostatnią historię. Nie będę skreślać całej książki przez to, że Addie była upośladkiem) Jestem wręcz pewna, że będę do niej wracać w każde święta. Może będzie to nawet taka mała tradycja i będę polecać tę książkę każdemu i niekoniecznie tylko fanom Greena, bo jak widać są tu inni autorzy.

Wiem, że się trochę rozpisałam jednak jeszcze na koniec: Naprawdę gorąco polecam tę książkę. Jeśli chcecie poczuć klimat świąt, jeśli chcecie oderwać się od rzeczywistości, lub po prostu chcecie przeczytać coś dobrego ta pozycja jest dla was. A jeśli już czytaliście, jakie są wasze wrażenia?


"Blasku życia zawsze towarzyszą cienie."

Ocena:
6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia