środa, 21 kwietnia 2021

Dwie samotności. Dialog mistrzów // Gabriel García Márquez, Mario Vargas Llosa



Kiedy byłam w połowie tej książki, napisałam przyjaciółce (która jest zresztą o wiele bardziej zaznajomiona ode mnie z twórczością chociażby Márqueza) tylko o jednej rzeczy, która przyszła mi na myśl podczas lektury. Napisałam, że miałam ochotę zwinąć się w kłębek i najlepiej zamknąć nad sobą wieko od trumny, ze względu na przeszywające i zatrważające przekonanie, że wielkie piękno i czasy w których mogłabym żyć, minęły bezpowrotnie. 

Czy spodziewałam się takich rozmyślań po tak krótkiej i niepozornej publikacji? Oczywiście że nie. Byłam cudownie nieświadoma po jaką lekturę sięgam i w jaki świat się zanurzę. 

Rzadko kiedy sięgam po wywiady czy teksty im podobne, jednak Dwie samotności... nazwać po prostu wywiadem to spłycić wszystko. To dialog niesamowicie inteligentnych i świadomych swojego pisarskiego dorobku autorów, którzy z niezwykłą lekkością nakreślają świat literatury latynoamerykańskiej, jej źródeł, czy chociażby jej podboju Europy czy Ameryki Północnej. 

Już zaledwie po kilku stronach poczułam potrzebę sięgnięcia po wszystkie utwory zarówno Gabriela Garcíi Márqueza jak i Mario Vargasa Llosy. Dlaczego? Ze względu na to, w jaki sposób ci autorzy, na tych bodajże ledwo 100 stronach, wyjawili ich tajemnice. Sprawili tym samym, że na pewno inaczej odbiorę teraz Sto lat samotności. Dostrzegę to, czego sama nigdy bym się nie domyśliła, szukając niepotrzebnie wielu metafor i niepotrzebnych nawiązań, podczas gdy o prostotę i codzienność niektórych wątków właśnie chodziło.

Ujęła mnie właśnie ta prostota inspiracji w twórczości Márqueza. Mam wrażenie, że teraz pisarze na siłę kombinują i wymyślają niestworzone historie, skąd wzięli inspiracje do swoich książek, tylko po to, żeby "dobrze" wybrzmieć w wywiadach. Jednak Dwie samotności. Dialog mistrzów, świadomie bądź nie, podkreśla wielkość literatury tamtych czasów i każe się zastanowić, nad literaturą nam współczesną.

Jednak na dobrą sprawę, smutną lekturą był dla mnie ten tytuł. Mam wrażenie, że wszystkiego jest teraz po prostu za dużo, za dużo wydaje się książek, które niejednokrotnie nie powinny ujrzeć świata dziennego, które nic sobą nie reprezentują, które nic ze sobą nie niosą. Wiem, że nie jestem osamotniona w myśli, że pojęcie wielkiej literatury przemija, jeśli już nie przeminęła i po przeczytaniu Dwóch samotności..., nie wyobrażam sobie tego, co współczesne czasy po sobie zostawią. Czy zostawią cokolwiek? 

Czy jest to publikacja tylko dla wielbicieli Márqueza i Llosy? Zdecydowanie nie i jestem tego świetnym przykładem. Kojarząc na dobrą sprawę tylko twórczość Márqueza (i to w niezbyt rozbudowanym zakresie), mam wrażenie, że jest to pozycja wręcz uniwersalna i idealna dla każdego, kto chciałby porozmyślać chociaż przez jeden wieczór o literaturze, cofając się do lat 60. ubiegłego wieku i to na dodatek mając wrażenie, że siedzi się w audytorium, na niewygodnym krzesełku i jest się  świadkiem dialogu, który zmienia postrzeganie niejednej prostej rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia