Nazwisko Ziemiańskiego znam od lat. Od ponad roku obiecywałam sobie, że kiedyś tam wreszcie po jakąś książkę sięgnę, szczególnie jak zaczęłam zaznajamiać się polską fantastyką i sci-fi podczas ubiegłej wiosny. Przypadek chciał, że akurat niedawno premierę miała nowa książka, która ze względu na swoją objętość (jak możecie się domyślić - jest po prostu o wiele krótsza) zainteresowała mnie bardziej jako potencjalna pierwsza lektura niż Achaja. Powiem od razu. To była najlepsza decyzja. Niestety Achaja pozostanie przeze mnie serią nietkniętą, a przynajmniej nie wydarzy się to w co najmniej najbliższej dekadzie.
Czytanie tej książki mogłabym podzielić na dwa etapy. Pierwszy, trwających dobrych 150 stron, kiedy naprawdę byłam ciekawa co się wydarzy, jak rozwinie się kreacja bohaterów i do czego to wszystko dąży. Jak łatwo przewidzieć, druga część lektury okazała się jedną wielką równią pochyłą. Im "dalej w las" tym bardziej znużona byłam. Tym bardziej nie mogłam skupić się na tym co bohaterowie robią, myślą czy mówią. Tak jak początkowo technologia i świat w którym rozgrywa się akcja był niesamowicie ciekawy i zastanawiający, tak później wydawał się chaotyczny.
Jakbym miała w skrócie powiedzieć jak odebrałam tę książkę... Czułam się jakbym oglądała z nudów odcinek serialu kryminalnego, ale taki wyprodukowany już po kilku sezonach i niezliczonej liczbie wcześniejszych odcinków. Temat odcinka? Policja szuka kobiety zamieszanej w morderstwo, a inna kobieta szuka swojej siostry. Co robi policja? Zaczyna szukać kobiety, licząc że zaprowadzi ich do poszukiwanej przez nich siostry... Czy to nie przepis na wielkie emocje? (Odpowiedź brzmi: nie)
Naprawdę przez pierwsze 150 stron nie mogłam się oderwać od lektury, myślałam że całość będzie leciała ekspresowo ze względu na rozwój akcji. Owszem, akcja się rozwija, ale w kierunku, który mnie po prostu rozczarował. Niby sensacja a jednak nie do końca. Niby science fiction, ale to również nie to. Kusi mnie powiedzieć, że Cyberpunk. Odrodzenie jako książka jest po prostu... nijaka. Bez wyrazu, bez emocji, bez charakterystycznych bohaterów. Bez żalu przeczytałam ostatnią linijkę i odłożyłam książkę na półkę.
Naprawdę przez pierwsze 150 stron nie mogłam się oderwać od lektury, myślałam że całość będzie leciała ekspresowo ze względu na rozwój akcji. Owszem, akcja się rozwija, ale w kierunku, który mnie po prostu rozczarował. Niby sensacja a jednak nie do końca. Niby science fiction, ale to również nie to. Kusi mnie powiedzieć, że Cyberpunk. Odrodzenie jako książka jest po prostu... nijaka. Bez wyrazu, bez emocji, bez charakterystycznych bohaterów. Bez żalu przeczytałam ostatnią linijkę i odłożyłam książkę na półkę.
Czekałam na klimatyczne Zakazane Miasto. Jego wąskie i gęsto zaludnione uliczki, spowite światłem neonów, zapowiadane w opisie książki i się go nie doczekałam. Klimatu tam nie było za grosz, a najlepszą osobowość posiadał medyczny implant wszczepiony jednemu z bohaterów...
Jestem rozczarowana, bo uważam, że pomysł na historię mimo wszystko był ciekawy, ale kompletnie zmarnowany i to zarówno pod względem fabularnym jak i językowym. Jeżeli ostał się jeszcze ktoś co nie czytał nic Ziemiańskiego - może jednak zacznijcie od innego tytułu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Konnichiwa drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za każde wejścia, a tym bardziej za komentarze. Jeśli masz chwilkę skomentuj, jeśli nie wiesz co napisać, to chętnie się dowiem co aktualnie czytasz i oczywiście co ciekawego polecasz! ;)